Sekret przeszłości cz.1

Pałac rodu da Vinci
  Tajemniczy dziennik


 Andromeda, Kleopatra, Tanja(w kolejności, od lewej)

Zapraszam do dalszego czytania
!
Nazywam się Andromeda da Vinci, a to jest moja historia...
 Wysokie ściany przeżarte wilgocią otaczały ją zewsząd. Słuchały, gdy się śmiała i gdy płakała, były jej ostoją. Broniły przed światem, przed którym przestrzegała ją tak matka. Matka, która tam właśnie zaginęła. 
 Zaledwie sześć lat temu, gdy w pałacu hrabiego da Vinci przeżywano żałobę po śmierci hrabiny Aliny da Vinci z domu Rutkowskiej, jego syn wyjechał do Rzymu. Młody hrabia Augustus zostawiwszy na posiadłości żonę i córkę, wraz z ojcem oczywiście, opuścił Niemcy. Sześcioletnia Andromeda i jej matka zostały same. Hrabia Leonardo, profesor na uniwersytecie Berlińskim, zamknął się w swoim gabinecie. Stracił swą żonę, a była ona dla niego wszystkim. Podtrzymywała go na duchu i pomagała w trudnościach życia owianego tajemnicą, która przeszkadzała spokojnym z natury mieszkańcom okolic Berlina. Mijały miesiące, kwartały, lata. Przychodziły rachunki i rachunki, żadnych wiadomości. Pewnego poniedziałkowego ranka, gdy deszcz lał bardziej niż kiedykolwiek, do drzwi zapukał funkcjonariusz poczty niemieckiej. Przyniósł jedną kopertę. Kondolencje. Hrabia Augustus odszedł. Dziewczynka mimo upływu czasu pamiętała dobrze dzień, gdy matka nakazała jej nie opuszczać domu, a sama wyjechała. Do dziś nie wróciła, a od dwóch lat nie było od niej wiadomości.
 Nazywam się Andromeda da Vinci i nie chcecie znać mojej historii...
 Tamtego dnia wszystkie ciężkie zasłony odcięły dopływ słońca do domu. Cisza powoli opanowywała cały pałac. Roślinność zamierała i umierała. Nikt o nią nie dbał. Większość pokoi zamknięto.Służba została zwolniona. Po domu kręciło sie tylko kilku pracowników. Andromeda i jej dziadek rzadko opuszczali pokoje, a jeszcze rzadziej spotykali się. Starzec dobrze się trzymał mimo podeszłego wieku. Śmierć omijała go wielkim łukiem, choć on sam zaczął już jej pragnąć.
 Co jakiś czas wychodziła Hrabina na strych i szukała tam różnych rzeczy. Znajdowała książki, notatki przodków, obrazy, różne rzeczy. Wszystko zawsze przeglądała, książki czytała, notatki sortowała datami, a obrazy wieszała na ścianach. Młoda szesnastolatka była jedyną uciechą tej starej rezydencji skrywającej wiele tajemnic.
 Zabrała wszystkie skarby do pokoju i jak zwykle zaczęła przeglądać. Dwie książki, kolejne kilka kartek zapisanych krzywym pismem prababki Tanii datowanych na sierpień 1719 roku, trzy obrazy anonimowego artysty i oprawiony w twardą skórę dziennik o grubości trzystu-stronowej książki.
 Zafascynowana otworzyła go i zawiodła się. Był pusty. Niegdyś białe, a teraz już pożółkłe kartki wskazywały na starość przedmiotu.
-Zacznij pisać pamiętnik- podsunęła jej nieśmiały pomysł Ava, pokojówka.
-No jasne, jesteś kochana!- prawie rzuciła się jej na szyję i wybiegła po znalezisko.


 Maj, 1, rok pański 1799, Nauen
Nazywam się Andromeda da Vinci, mam 16 lat i jestem sama, choć tego nie chcę.


 Naskrobałam szybko. Postawiłam kropkę na końcu zdania i westchnęłam.
 Nagle ściany wokół mnie zawirowały. Znalazłam się w ciemnym miejscu. Byłam sama. W ręku miałam dziennik, a na kolanach leżało pióro i atrament. Ubrana byłam jakoś tak inaczej. Sukienka cisnęła mnie jak nigdy i była bardziej skąpa. Krótsza, bo odsłaniała kostki i dekolt miała jednak o wiele za duży. Wymacałam na ślepo drzwi zawijając wcześniej pióro i atrament w tobołek z serwety. Wsadziłam dziennik pod pachę i wyszłam. W pomieszczeniu, w którym sie znajdowałam rozpoznałam północny korytarz w naszej rezydencji, tyle, że był on jakby młodszy, nie było tu obrazów, ani też ciężkich zasłon.
-A co to za fikuśny strój ma panienka?- spytała jedna z pokojówek przechodzących obok szeregu drzwi. Obejrzałam sie na jej skromną sukienkę pod którą miała halkę. Nigdy sie tak nie ubierałam i teraz faktycznie sie różniłam.
-Przepraszam, a wie panienka, który to rok?
-Oj co pani, przecież 1669- odparła z uśmiechem.- Może ja pani przyniosę coś do ubrania- powiedziała i zniknęła za drzwiami.
 Czy to na prawdę czas młodości mojej prababki? Jak to możliwe, że się tu znalazłam?
 Chwilę później pokojówka wróciła z uśmiechem na twarzy, naręczem ubrań i młodą dziewczyną wyglądającą bardzo podobnie do mnie, lecz bardziej arystokratycznie. Miała takie same kasztanowe długie włosy i ciemnobrązowe oczy okolone wachlarzem czarnych rzęs. Lekko zakrzywiony, średnich rozmiarów nosek i niedomknięte usta pomalowane czerwoną pomadką dodawały jej uroku aniołka. Miała na sobie długą suknię z wieloma warstwami halek falban i podszyć, związaną gorsetem, z bufiastymi na wysokości ramion rękawami i koronką przy dekolcie. Znacznie różniła się od służby. Ale nie od ubierającej się podobnie mojej matki, która została teraz w przyszłości i nie daj Bóg jej się coś stało.
-Przebierz się- powiedziała dziewczyna władczym tonem. Hrabina od siedmiu boleści. Ludzie w otoczeniu naszej rezydencji zawsze mówili o niej, ...ma przerost ambicji, rządzi sie niesamowicie, samodzielna, twarda kobieta, sprawi niejednemu wiele kłopotów, uwielbia rozkazywać, była szalona na tym punkcie...- różne rzeczy o niej wygadywano, gdy widziano, jak czytam jej zapiski. 
 Szybko, na tyle na ile pozwalają gorsety, przebrałam się w podobną sukienkę, mniej bogatą w falbany, ale równie zachwycającą. Była to zapewne sukienka prababki. Mało nie pisnęłam z zachwytu, gdy rozpoznałam w niej tę, którą znalazłam na strychu. Miała taką samą kokardę, choć oczywiście nie była zakurzona.
- Kim jesteś?- spytała prababka wyniosłym tonem, a potem dodała jeszcze, jakbym nie wiedziała, lub nie pamiętała- Ja jestem Hrabina Tanja da Vinci- dygnęła lekko, a pokojóweczka stała nadal w kącie i nie odzywała.
-Miło mi- odezwałam się.- Hrabina Andromeda da Vinci, do usług- uśmiechnełam się i skłoniłam z gracją, która odziedziczyłam po matce.
-Bluźnisz- odrzekła mi Tanja. Pokazałam jej klejnot na pierścieniu, znak rodowy, oznaczający przynależność do da Vinci i tytuł hrabi.
 Dziewczyna obejrzała go dokładnie i pokręciła głową w zamyśleniu.
-Niemożliwe... Autentyczny- teraz to ja uśmiechnęłam się z wyższością.- Komu go ukradłaś?- zlękłam się. Za kradzież tak cennej rzeczy można spędzić resztę życia w lochu.
-Dostałam od matki- wyjąkałam zgodnie z prawdą. Nie uwierzyła mi. Do diabła!
-Straże!-zawołała.- Zaprowadźcie ją do Hrabiego! Kłamczucha- wyszeptała do mnie, gdy usłyszałyśmy szczęk zbroi zbliżający się nieuchronnie w naszą stronę.
 Przerażona przysunęłam sie do ściany. Ostatnią nadzieję dostrzegłam w dzienniku. Byłam pewna, że to on mnie tu sprowadził, więc teraz musi mi pomóc.
 Naskrobałam pod tamtym zdaniem kilka szybkich, koślawych literek.

 Mówię prawdę, a oni muszą mi uwierzyć.

 Straż dotarła do nas w chwilę później.
-Dostałam to od matki, jestem Andromeda da Vinci i jestem twoją prawnuczką, hrabiną da Vinci- powiedziałam jeszcze raz Tani, a ona patrzała na mnie zdumiona. Wierzyła choć chyba wbrew sobie.
-Wzywałaś, Pani?- spytał dowódca straży pałacowej.- Czy coś sie stało?
-N-nie... nic takiego, chyba musiałam sobie coś wyobrazić... Proszę się nie martwić- kłamała jak najęta.
 Strażnik nie miał nic do gadania. Zawrócił swój oddział i oddalił sie zawiedziony brakiem akcji.
-Jednak mi wierzysz?- nabijałam się z Tanji.- Nie jestem "kłamczuchą"?- skrzywiła sie w grymasie złości.
-Cicho!- syknęła.- Udowodnij mi, że jesteś z przyszłości p r a w n u c z k o.- ostatnie słowo wręcz przecedziła przez zęby zaciśnięte z powodu ogarniającej jej na powrót złości.
 Wzięłam dziennik do ręki i pomyślałam chwilę. Tanja  przyjrzała mu się z ciekawością. 
-Co to?
 Zastanowiłam sie jeszcze minutę.
-Znajdziesz to kiedyś na strychu, o ile się nie mylę- prychnęła na te słowa.
 W końcu wymyśliłam co tam napisać.

Oglądam obrazy na płótnie z ...Tanją.

 Świat zawirował gdy tylko postawiłam kropkę na końcu zdania. Razem z Hrabiną przeniosłam się do przyszłości. Stałyśmy na korytarzu w mojej teraźniejszości, a jej przyszłości i podziwiałyśmy obrazy na płótnie powieszone tu niedawno.
 Dziewczyna była zachwycona i zadziwiona. Nie potrafiła przez chwilę słowa wykrztusić.
-Możesz tu napisać co zechcesz?- spytała później, gdy wróciłyśmy do jej rzeczywistości.
-Tak...ale... Ty raczej... nie wyszło ci to na dobre....
-Ja jeszcze... 
-Tak, tak.... Ale jak już znajdziesz go.... nie myśl, ani nie pisz o śmierci, okay?- uśmiechnęła się.
-Jasne, nie jestem taka głupia na jaką wyglądam.

 Wróciłam do domu szczęśliwa z odnalezienia magicznego dziennika. Może mogłabym wybrać się do przyszłości? Może nie teraz... To mogłoby mieć marne skutki. To takie jakby podróże w czasie, nie? chyba na dłuższą metę mogą być niebezpieczne. Mimo mojego ostrzeżenia o nie pisaniu o śmierci wpis na pierwszej stronie nie znikł, więc może nie namieszałam tak bardzo?
 Z takimi i innymi pytaniami położyłam się wtedy spać. Odeszłam w objęcia Morfeusza, ale przez całą noc targały mną koszmary, w których główną rolę odgrywał nieznany mi dotąd termin kontinuum czasowe. Chwilę przed świtem uspokoił mnie sen z aniołem na scenie. Mówił mi on, że historia jest już zapisana i jeden dziennik tego nie zmieni. Obudziłam się uspokojona.
 Może jest szansa na ujrzenie własnej przyszłości, lub choć pogadanie z dziećmi? Czy to nie byłoby wspaniałe uczucie? Ale co, jeśli się zawiodę. Jeśli okaże się, że zmarłam wcześnie, że jestem bezdomna, że straciłam tytuł? Czy to na pewno dobry pomysł? Dobry, jeśli liczysz się z każdą możliwością i jej konsekwencjami- podpowiedział mi głos w głowie jakże podobny do miękkiego głosu Anioła ze snu.
 Przyjaciół miałam niewielu. Czasem wpadało tu rodzeństwo od barona Bethoveena, a rzadziej odwiedzała ją Kleopatra. Chłopka  z pobliskiej wioski przychodziła kilka razy w roku i spędzała z nastoletnią Hrabiną trochę czasu. Dziewczyny były dla siebie jak siostry i mówiły sobie o wszystkim, a gdy się nie widziały wysyłały listy.
 Kleopatra była Niemką o egzotycznej egipskiej urodzie królowej tego państwa, która zasłynęła na cały świat i była jej imienniczką. Miała czarne, proste, długie włosy i szare oczy. Jej nos był lekko za duży, ale nie zaburzał proporcji twarzy. Usta miała cienkie i zaróżowione od przebywania na mroźnym powietrzu podwórza.
 Dziś wypadał dzień odwiedzin przyjaciółki. Miałam dla niej wspaniałe wiadomości. Czułam, że muszę komuś opowiedzieć o swoim odkryciu i naturalnie musi to być ktoś, kto mi uwierzy.
 Od rana byłam podekscytowana, a przy śniadaniu siedziałam jak na szpilkach. Kręciłam się i co chwilę sprawdzałam, czy ktoś nie zmierza do pałacu. Starsze pokojówki kręciły na mnie głową, a Ava była wyraźnie zdziwiona moim zachowaniem. Słyszałam jak protestowała, gdy jedna ze służek stwierdziła, że w końcu musiałam zwariować, to u nas dziedziczne.
 Gdy w końcu Kleo dotarła do pałacu da Vinci,  zaciągnęłam ją na górę, do swojej komnaty i zamknęłam drzwi na kluczyk. Podekscytowana zaczęłam opowiadać kiepsko składając zdania.
-Spokojnie, Adri- powiedziała w końcu Kleopatra.
 Wzięłam kilka wdechów i wydechów i powiedziałam wszystko jeszcze raz. Poczynając od znalezienia dziennika, aż do snu z Aniołem. Chłopka była zachwycona. 
-Możesz zabrać mnie ze sobą?- spytała mając na myśli oczywiście przyszłość.
-Nie wiem,m czy powinnam w ogóle tam się wybierać. Przeszukiwanie przeszłości jest fascynujące, ale spotkanie oko w oko z własną śmiercią, lub tragedią? To nie byłoby miłe...
-Och...- zasmuciła się Kleo.- Ale mogę poznać twoją prababkę?
 Uśmiechnęłam się.

Spotkanie z Tanją i Kleo,

Nie miałam pojęcia co napisać, więc nakreśliłam tylko to, a potem jeszcze dodałam:

...u hrabiny.

 Postawiłam kropkę i w mig znalazłyśmy się w innym świecie. Znajdowałyśmy się teraz w jednej z sal dawnego pałacu. była to sypialnia. Stało tam bowiem wielkie łoże z baldachimem i komódka z lustrem. Na posłaniu leżała Tanja.
 Obudziłam ją potrząsając ramieniem.  Gdy obróciła twarz w naszą stronę zauważyłam, że rysy jej twarzy lekko się zmieniły, wydoroślały i spoważniały. Hrabina dorosła.
-Andromeda?- spytała cicho dziewczyna przecierając oczy.- Tak długo cię tu nie było...
-Jak to, przecież wczoraj...
-Wczoraj u ciebie. U nas około dziesięciu lat, Andromedo...- spojrzała na Kleopatrę i zdziwiła się lekko.
-To Kleopatra- wyjaśniłam.- Kleo, to jest Tanja, moja prababka.
 Tanja uśmiechnęła się wesoło i potrząsnęła jej dłonią.
- Nie podałaś dokładnego czasu Adri- powiedziała chłopka. Nadal nie wiedziałam, co ja mam powiedzieć.
-D-dowiedziałaś się cz-czegoś?- wykrztusiłam w końcu.
-Och, tak- powiedziała hrabina z zagadkowym uśmiechem.-Jedna z pokojówek wygadała się o tajemniczych zniknięciach osób, które miały styczność z dziennikiem pierwotnie należącym do mojego ojca. jest on ukryty na strychy i pusty.  podobno spełnia życzenia. My wiemy, że to prawda. Wczoraj udało mi się ukraść klucz do strychu z komnaty ojczulka. Macie szczęście. Miałam tam pójść dzisiaj w nocy.
 Przygoda jednak na nas poczekała.
-Zostaniecie, prawda?- spytała.Tanja.
-Oczywiście Tan- powiedziała Kleo.
-Co to Tan?- spytała znów zdezorientowana hrabina.
-To twoje zdrobnienie kochana- odparła Kleopatra i usiadła na łożu.
 Moja prababka poszła przebrać, z koszuli nocnej w piękną suknię.
-Pani!- gdy hrabina przebywała za parawanem do pokoju wpadła służąca. Przestraszyła się, gdy nas zobaczyła.- Gdzie...
-W porządku, Katherino!- odezwała się Tanja zza parawanu i zaraz też wyszła zza niego.
-Przepraszam Pani, nie wiedziałam, że masz gości, choć zdumiewające jest jak...-hrabina przerwała jej uniesieniem dłoni, po czym wyprosiła ja z komnaty.
 Gdy pokojówka wyszła usiadłyśmy razem na łóżku i na chwilę zamilkłyśmy.
-Jeju, jaka ona potrafi być.... no wiesz....- Kleo pierwsza przerwała ciszę i teraz szukała bardziej wyrafinowanego określenia na natrętną pokojówkę.
-Po prostu upierdliwa- powiedziałam przypominając sobie podsłuchaną rozmowę mojego ojca z matką. Było to dawno temu, ale i tak pamiętałam jak o mnie powiedział. Upierdliwa, rozpuszczona dziewuszka. Ha! Śmiałam się wtedy z tego, bo nie wiedziałam co znaczy. Dziewczyny chyba też nie wiedziały.-Natrętna, dociekliwa, ciekawska i drążąca tema bez potrzeby, szukająca problemów tam, gdzie ich nie ma.- wyjaśniłam.
-Chodźmy na śniadanie- zaproponowała Tan, gdy zaburczało jej w brzuchu.
 W pośpiechu opuściłyśmy pokój, ale zaraz do niego wróciłyśmy. Kleopatra potrzebowała stosownego stroju. Na szczęście była mniej więcej rozmiarów Tanji i zmieściłą się w jedną z jej sukien.
-Wiecie... mój ojciec nie żyje od kilku dni i jestem teraz najważniejszą osobą w całym pałacu- wyznała hrabina, gdy zbiegałyśmy po schodach.
 Nic nie powiedziałyśmy, bo dotarłyśmy już do jadalni. Była to długa, prostokątna sala z trzema kryształowymi żyrandolami, które nie dotrwały do moich czasów i podłużnym stołem na środku, który także nie stał już w tym miejscu. W ogóle nie miałam pojęcia, gdzie on jest. Nie miałam nawet pojęcia jaki to jest okres.
 Pomyślmy. Tanja ma 26 lat. To czas, gdy jeszcze nie uważali jej za zwariowaną hrabinę. Nie pisze jeszcze notatek, bo pierwsza chyba pochodzi z kilku miesięcy później. To powinien być czas dwudziestych-szóstych urodzin dziewczyny. Sierpień, lipiec?
-Kiedy będziesz miała urodziny?- zapytałam ni z tego ni z owego, gdy Tanja konsumowała sałatkę.
-Już miałam. Trzy dni temu, 21 lipca...
 Więc mamy 24 lipca. Prababka zacznie pisać notatki jutro. Pomyliłam się.
 Przez cały dzień plątałyśmy się po korytarzach pałacu poznając kolejne tajne przejścia i zakamarki tej rezydencji. Wiedza, jakiej nie nabyłybyśmy w książkach, czy kronikach, mogła nam sie bardzo przydać.
-Przykro mi z powodu twojego ojca- powiedziałam, gdy przemierzałyśmy korytarz, bo właśnie mi się przypomniało, o jakiej poważnej rzeczy mówiła hrabina przed śniadaniem.
-Ach...tak- westchnęła.-Zmarł dzień po tym, jak zabrałam mu klucz. Jakby na to czekał, albo wręcz przeciwnie. Odszedł z tego powodu....
 Spuściłam po prostu głowę nie wiedząc co powiedzieć. Gorset wbijał mi się w żebra. Wciągnęłam głośno powietrze zaburzając idealną ciszę. Poprawiłam sukienkę i poszłyśmy dalej. Mimo smutnej miny na twarzy dziewczyny obok żałoby widniała też radość. Radość z przejęcia całej roli ojca, z możliwości rozkazywania, bo to zawsze hrabina lubiła najbardziej.
 O zmierzchu przygotowałyśmy się w pokoju Tan.
 Musiałyśmy ubrać sukienki o mniejszej objętości, ale mimo wszystko ne chciałyśmy latać jedynie w koszulach nocnych. Bez większego namysłu więc poprosiłam dziennik o trzy proste suknie. Gdy się w nie ubrałyśmy wyglądałyśmy bardzo podobnie do pokojówek. Pilnując by zachować ciszę wymknęłyśmy się w komnaty hrabiny. Przemykałyśmy się przez korytarze niczym duchy w czerni. W końcu dotarłyśmy do drzwi za którymi znajdowała się drabinka na strych. Tanja przekręciła klucz w drzwiach i weszłyśmy.
 Strych w moich czasach wyglądał prawie tak samo, z tym, że był bardziej zagracony. Było tam przecież więcej rzeczy z czasów po Tan. Klimat niemniej jednak był tak samo najeżony tajemnicą. Czuło się tu dziwną aurę sekretów. Poszperałyśmy w szufladach i kufrach. Po około godzinie Tanja znalazła dziennik, co zaanonsowała dzikim okrzykiem radości.
-Jest!!!- wrzasnęła i nie byłam pewna, czy nie zbudziła tym nawet swojego ojca, a już na pewno połowę służby.
-Cicho- syknęłam i podeszłam do niej. Miała dziennik. Był chyba pusty i wyglądał jak mój.
 Wróciłyśmy do jej komnaty po drodze mijając kilka służek. Na szczęście nas nie zauważyły. Gdy dotarłyśmy do pokoju jeszcze raz zganiłam hrabinę za jej mało odpowiedzialną reakcję. Dziewczyna stropiła się. Kleopatra cały czas siedziała cicho i podziwiała urok budynku. Razem z chłopką postanowiłyśmy już wrócić. 
 W naszych czasach minęło zaledwie kilka naście minut i właśnie to mi się podobało. Mogłam tam siedzieć ze dwadzieścia lat, a tu minęłoby kilka dni. Po wyjściu Kleo poszłam jeszcze na strych poszperać trochę. Nie znalazłam nic szczególnego prócz najwcześniej datowanej notatki hrabiny Tanji. 
24 lipca 1669 roku.
 Nazywam się Tanja da Vinci. Jestem hrabiną. Odwiedziła mnie moja prawnuczka. Znalazłam magiczny dziennik. Nikomu o tym nie mów Adri.

 Zaraz, czy ona wiedziała, że ja to przeczytam? Tak, przecież jej powiedziałam, że znajduję jej notatki...
 Schowałam ją razem z innymi. Przebrałam się w długą białą koszulę nocną i położyłam się na łożu. Nim zeszłam ze strychu minęła pora kolacji. Poszukiwania na najwyższym poziomie pałacu wciągały mnie niesamowicie. Były też niestety bardzo wyczerpujące więc nie schodząc na kolację usnęłam.
 Anioł z mojego snu powrócił. Teraz recytował mi śpiewnym głosem po kolei wszystkie zapiski prababki nie pomijając tych, których jeszcze nie znalazłam. Całość układała się w piękną pełną sekretów opowieść nie zdradzającą jednak wielu szczegółów.  Na końcu, mimo, że się o to nie prosiłam, dosłyszałam się swojej najbliższej zdaje się przyszłości. Głos Anioła ogłosił:
-Adri nie żyje!

Komentarze