Sekrety
Zrobiliście kiedyś coś takiego, czego do dziś
żałujecie, o czym wie tak niewiele osób, że ta rzecz zdawałaby się nie istnieć?
Zdawałaby się, jeśli nie liczyć codziennych wyrzutów sumienia, gdy przed snem
rozmyślasz o przeszłości, nadawanych co jakiś czas wiadomościach w tej sprawie i
tego znaku zapytania wiszącego cały czas nad twoją przyszłością. Bo przecież
jeden telefon, jedna rozmowa, jeden list, jedno spotkanie może zadecydować o
wszystkim.
Eleonora Schmidt zrobiła kiedyś coś takiego. Bardzo
strasznego. O tym, co wydarzyło się w Gorzowie,
w Polsce, wiedziały tylko dwie osoby. Shannon Meier, jej najlepsza przyjaciółka oraz Amelia Violetta Venucci, na której pogrzeb dziewczyna wybrała się trzy dni temu razem ze swoją rodziną. Stuttgart od dwóch tygodni wprost wrzał od tej sprawy. Pisały o tym gazety wszystkich sąsiednich państw. A najgorsze w tym wszystkim dla Eleonory nie było to, że o morderstwo została posądzona siostra ofiary, lecz to, że policja ujawniła, że Amelia związana była ze sprawą od kilku miesięcy toczącą się w Polsce.
w Polsce, wiedziały tylko dwie osoby. Shannon Meier, jej najlepsza przyjaciółka oraz Amelia Violetta Venucci, na której pogrzeb dziewczyna wybrała się trzy dni temu razem ze swoją rodziną. Stuttgart od dwóch tygodni wprost wrzał od tej sprawy. Pisały o tym gazety wszystkich sąsiednich państw. A najgorsze w tym wszystkim dla Eleonory nie było to, że o morderstwo została posądzona siostra ofiary, lecz to, że policja ujawniła, że Amelia związana była ze sprawą od kilku miesięcy toczącą się w Polsce.
Jak szybko odkryją, że ona też jest w to zamieszana,
jak szybko trafi za kratki? Czy rodzice wybaczą jej to, czego się dopuściła?
Była przerażona, gdy niskiego wzrostu policjant zadawał jej pytania dotyczące
dręczącego ją od długiego czasu koszmaru. Ile wysiłku kosztowało ją trzymanie
języka za zębami. Shannon z pewnością poszło lepiej. Była urodzoną aktorką,
dobrą kłamczuchą. Obie nimi były. Kłamczuchami.
#
Ten dzień był ważny. Szkoła się kończyła. Przed nimi
wakacje, a potem ostatni rok i wymarzone studia! Melania Venucci zawsze chciała
iść na medycynę, Amelia chciała studiować architekturę, Shannon uwielbiała
sport i planowała zostać trenerem personalnym, a Eleonora chciała… w zasadzie
sama nie wiedziała czego.
Chciała na zawsze pozostać przy boku Amelii. Nigdy
nie dopuścić do tego, by sprawy przybrały obrót sprzed czterech lat. Wtedy
dziewczyna zaczynała naukę w szkole, przeprowadziła się z Polski. Była na samym
dnie w hierarchii szkolnej. Tam także znajdowała się Shannon, maniaczka sportu
bez krzty gustu
i Melania, córka z pierwszego małżeństwa nowego partnera matki Amelii.
i Melania, córka z pierwszego małżeństwa nowego partnera matki Amelii.
I nagle jakimś cudem Amelia pokłóciła się z Marion
Zimmermann i Rose Abernathy, swoimi dotychczas najlepszymi przyjaciółkami.
Zerwała też z chłopakiem, najprzystojniejszym w szkole Tommy’m Renzem
i znalazła sobie nową paczkę najlepszych przyjaciółek. Wyciągnęła je z samego dna na najwyższe szczyty. Już nie były dziwaczkami i odludkami, bo Amelia nauczyła je, jak żyć w chwale innych uczniów. Była do tego urodzona. Do dyrygowania, przewodniczenia i rozkazywania. Niestety, miała też czasem sadystyczne pomysły i nie obchodziła się delikatnie z innymi. Ale kto by na to zwracał uwagę? Przecież dzięki tej osobie Eleonora, Melania i Shannon mogły być tym, o kim zawsze marzyły, elitą.
i znalazła sobie nową paczkę najlepszych przyjaciółek. Wyciągnęła je z samego dna na najwyższe szczyty. Już nie były dziwaczkami i odludkami, bo Amelia nauczyła je, jak żyć w chwale innych uczniów. Była do tego urodzona. Do dyrygowania, przewodniczenia i rozkazywania. Niestety, miała też czasem sadystyczne pomysły i nie obchodziła się delikatnie z innymi. Ale kto by na to zwracał uwagę? Przecież dzięki tej osobie Eleonora, Melania i Shannon mogły być tym, o kim zawsze marzyły, elitą.
A teraz rok szkolny zbliżał się do końca i
wychodziło na to, ze niewiele czasu zostało im razem.
Elita szkolna z klas dziesiątych organizowała wielką
imprezę w domu Tommy’ego Renza, byłego chłopaka Amelii. Z wiadomych powodów
żadna z dziewcząt nie wyraziła chęci, by się tam udać. No, może oprócz Melani,
ale ona nigdy nie powiedziałaby tego głośno. Tylko dzięki trzymaniu się przy
przyrodniej siostrze zyskała w szkole tak wielką popularność i nie zamierzała
tego psuć, o nie. Z resztą Amelia wymyśliła zastępstwo dla głupkowatej zabawy u
Tommy’ego. Dziewczyny urządzały swoje własne pidżama party!
We cztery miały wieczorem udać się do domku
gościnnego w posiadłości Eleonory i tam urządzić imprezę. Rodzice dziewczyny
wyjeżdżali na romantyczny weekend w góry, a jej siostra nie miała jeszcze
zamiaru wracać z college’u. Gdy pojawiała się w domu, to do niej należały
pokoje w domku. Ale teraz jej nie było
i rodzice pozwolili Eleonorze wykorzystać ten fakt. Zabronili oczywiście spożywania alkoholu i robienia głupstw, ale oczywiste było, że przyjaciółki będą rozważne. Chyba, że Amelia wpadnie na jakiś niemądry pomysł…
i rodzice pozwolili Eleonorze wykorzystać ten fakt. Zabronili oczywiście spożywania alkoholu i robienia głupstw, ale oczywiste było, że przyjaciółki będą rozważne. Chyba, że Amelia wpadnie na jakiś niemądry pomysł…
-Hej, El!- zawołał ktoś tuż przy uchu Eleonory.-
Śpisz?
-Nie- zaprzeczyła kategorycznie, wyrywając się z
sieci rozmyślań.- Ja tylko, myślałam…
-O tym?- spytała znacząco Am. Dziewczyna szybko i
energicznie pokiwała głową, ale zaraz spojrzała na przyjaciółkę błagająco. Siedziały
w kafejce szkolnej, gdzie aż wrzało od rozmów i raczej nikt się nimi nie przejmował,
ale ona i tak bała się, że ktoś usłyszy, że się dowie.
-O czym?- zainteresowała się Melania. Ona jedyna nie
wiedziała. Nie było jej wtedy w Polsce, gdy razem z Am i Shannon pojechały na
ferie do rodzinnego miasta Eleonory. Dobrze, że nie wiedziała. To mogło być dla
niej niebezpieczne. El wiedziała, ze obiecała dzielić się z przyjaciółkami wszystkimi
sekretami, ale wiedziała też, że tego nie powinny nikomu mówić. To był ten
czas, gdy niewiedza była błogosławieństwem.
-O niczym- Am machnęła ręką lekceważąco.
-Właściwie, to o naszym wieczorze- wtrąciła
Eleonora. Am spojrzała na nią.- A co, jeśli Melissa jednak wróci?- spytała.
Wszystkie się roześmiały. El od jakiegoś czasu wciąż zadawała sobie to pytanie.
Ale przecież nic nie mogło popsuć ich wieczoru, prawda?
Nagle powietrze przeszył donośny dźwięk oznajmiający
nadejście SMS-a. Melania wyciągnęła komórkę.
-Mama prosi, żebyśmy jak najszybciej wróciły do
domu, bo zaraz wyjeżdżają- oznajmiła dziewczyna, patrząc na przyszywaną siostrę.
Am wzruszyła ramionami i wstała.
-To do zobaczenia wieczorkiem, laski!- jednym ruchem
zgarnęła skórzaną kurtkę i torbę z oparcia krzesła i ruszyła do drzwi. Melania
złapała w biegu swoje rzeczy i popędziła za siostrą. Shannon wstała.
Eleonora rozejrzała się po kafejce. Wiele osób już
wychodziło. Zasiedziały się, jak zwykle. Spędzanie wspólnie czasu na rozmowach
dobrze im szło, a teraz było już wpół do piątej i zaraz zamkną i kafejkę, i
szkołę, na całe półtora miesiąca. El także się podniosła.
-Będę już szła- powiedziały w tym samym czasie i
zachichotały. Nikt nawet nie spojrzał w ich stronę, ale El nagle poczuła się
obserwowana. Szybko zdjęła granatowy kardigan z oparcia krzesła, przerzuciła
skórzaną torebkę przez ramię i skierowała się do wyjścia - Do wieczora - rzuciła
tylko i zniknęła za drzwiami najszybciej jak mogła.
Shannon zignorowała jej zachowanie i spokojnie
oddaliła się drugimi drzwiami. Przyjechała tu rowerem, jak na prawdziwą
sportsmankę przystało, niemiłosiernie drogim, jak przystoi bogatej lasce
obracającej się w towarzystwie Amelii. Eleonora przyjechała do szkoły
samochodem prowadzonym przez Hansa, jej lokaja i szofera, który niestety od
czwartej miał już wolne. Zaczęły się wakacje.
Był ostatni dzień lipca i słońce uśmiechało się z
góry do każdej z czterech dziewczyn wracających do domów. Melani i Amelii
siedzących w aucie prowadzonym przez starszą, pełnoletnią już Mel, Shannon
pomykającej na rowerze i Eleonory spacerującej chodnikiem w stronę przystanku U-bahnu,
którym miała podjechać pod bramę osiedla dla bogaczy. Jej rodzina
przeprowadziła się tam dwa lata temu, gdy jej ojciec zaczął pracę dla
korporacji pana Venucci. Zyski były ogromne, wypłaty duże, a życie stało się łatwe.
El bardzo się to podobało, ale jeszcze nie znała ceny, jaką będzie musiała za
to zapłacić. Równie wielkiej ceny.
#
Shannon spakowała ostatnie rzeczy do torby i zapięła
zamek. Jak na sportową torbę wiele za nią zapłaciła, ale musiała przyznać, że
się opłaciło. Była to bardzo wygodna i pojemna inwestycja. A jej portfel prawie
tego nie poczuł. Jej matka pracowała u pani Venucci jako menadżerka i zarabiała
krocie. Jeszcze cztery lata temu Shannon nawet by o tym nie pomyślała. Wtedy
też była bogata, ale nie aż tak. No i była na dnie w szkolnej hierarchii.
Ale wraz z nową przyjaźnią zmieniło się wszystko.
Także relacje między ich rodzinami. Jej matka bardzo polubiła Hannę Venucci. A
po roku, gdy zmarła poprzednia pracownica, Serena została poproszona o objęcie
stanowiska menadżerki Hanny. To zdawało się przypieczętować napływające do
Shannon szczęście. Dziewczyna postanowiła korzystać i brać z życia garściami.
A teraz wybierała się na nockę do Eleonory, swojej
najlepszej przyjaciółki, a także przyjaciółki Amelii i Melani. Razem miały
spędzić ten wieczór. Mało kto pamiętał, że była to też czwarta rocznica dnia, w
którym zawarły swoją przyjaźń. Wtedy przypieczętowały ją sekretami. I właśnie
to tak długo je przy sobie trzymało. Oprócz sławy oczywiście. Ale Shannon nie
czuła zbytnio, by jej potrzebowała, nie takiej. Chciała, żeby wszyscy znali ją
jako Shannon Meier, zdobywcę medalu olimpijskiego. Ale, aby dostać się do kadry
reprezentującej Niemcy, trzeba było dużych umiejętności. Shannon czuła, że
miała ten talent i miała to szczęście, które właśnie tam ją zaprowadzi. A potem
zostanie trenerem personalnym, z którym każdy chciałby pracować.
-Do zobaczenia, Shan!- krzyknęła mama dziewczyny,
stając u dołu schodów prowadzących na piętro willi, w której mieszkała cała jej
rodzina. Kobieta wyjeżdżała razem z państwem Venucci na promocję nowego filmu,
w którym Hanna grała główną rolę pięknej i kłamliwej zabójczyni.
-Cześć, mamo!- odkrzyknęła dziewczyna i raz jeszcze
sprawdziła w pamięci, czy wszystko wzięła. Chyba tak, na pewno tak.
Złapała za torbę, jak burza wypadła z pokoju i
wbiegła prosto na ojca.
-A!- wrzasnęła przestraszona. Marc Meier podniósł
głowę znad książki i uśmiechnął się do córki.
-Przepraszam- powiedział łagodnie i podążył dalej
korytarzem. Shannon odprowadziła go wzrokiem, aż zniknął za drzwiami łazienki i
zbiegła schodami na parter. Pożegnała się z Tabithą i Arią krótkim skinieniem
głowy i wybiegła z domu w pośpiechu, wciągając botki na nieduże stopy. Uff.
Udało jej się. Odetchnęła z ulgą, gdy zauważyła, że matka jeszcze nie
odjechała.
-Podwieziesz mnie do Eleonory?- spytała z uśmiechem
niewiniątka. Serena wywróciła oczami i otworzyła jej drzwi.
-A co z twoim rowerem?- spytała.
-Ma przebitą oponę- odparła Shan. Na myśl o tamtym
upadku, gdy przez nieuwagę wjechała w szkło i się wywróciła, rozmasowała
obolałe, poranione ramię. Musiała sporo się na męczyć, by dobrze to zakryć.
Wolała uniknąć zbędnych pytań. Tuż obok miała przecież blizny z Polski. To cud,
ze matka jeszcze ich nie zauważyła.
Serena przekręciła kluczyk w stacyjce i odpaliła
silnik. Audi R8 z wdziękiem włączyło się do ruchu. Niedługo potem kobieta zahamowała
przed bramą willi Schmidtów. Shannon cmoknęła mamę w policzek, złapała za torbę
i wysiadła z samochodu. Na jej zegarku właśnie wybiła ósma. Za chwilę Amelia
uzna ją za spóźnioną i znów wytknie jej tamto wydarzenie, gdy to przez jej
spóźnialskie zachowanie wszystko wzięło w łeb. W podskokach minęła wielki dom i ścieżką z
kamieni podążyła do gościnnego. El stała przed drzwiami i grzebała w kieszeni.
-Cześć!- zawołała Shannon radośnie. El uśmiechnęła
się do niej.-Co robisz? Dziewczyny jeszcze nie przyszły?- spytała Shan, gdy
Eleonora wyciągnęła z kieszeni klucze uczepione kolorowej smyczy z butiku Zary.
-Przyszły- uśmiechnęła się znów.- Zostawiłyśmy
rzeczy i poszłyśmy do ogro…
-Aaaaaaa!- wypowiedź dziewczyny przerwał piskliwy
wrzask dochodzący ze wspomnianego właśnie kwiatowego ogrodu pani Schmidt. Shan
i El wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i wystrzeliły jak z procy w stronę, z której dochodził głos. Ktoś wciąż
krzyczał i krzyczał. A potem wrzaski przerodziły się w głośny urywany płacz.
Shan pierwsza dobiegła do rabatki z różami. Przed
kwiatami leżała Melania. Miała zamknięte oczy i wywalony język. Amelia stała
nad nią i skręcała się ze śmiechu. Razem z El zatrzymały się zdezorientowane.
Po chwili Mel poruszyła się i także zachichotała. Shannon zmierzyła Am
morderczym wzrokiem. Ta jedynie wzruszyła ramionami i minęła je. Mel podźwignęła
się z ziemi i ruszyła za nią, wciąż chichocząc.
Naburmuszona ruszyłam za nimi. Eleonora wlokła się za
mną. Jej mina mówiła wszystko.
Weszłyśmy do domku. Wrzuciłam torbę do jednego z
pokoi. Usiadłyśmy na fotelach poustawianych wokół stolika i zaczęłyśmy to, co
potrafiłyśmy najlepiej, rozmowę.
-Widziałyście, jak dzisiaj była ubrana Rose?-
spytała Am swoim wyuczonym tonem zwiastującym długie obgadywanie dziewczyny.-
Kto wymyślił, żeby zakładać czarną kamizelkę do białej koszuli! I jeszcze ją
zapinać!
Wszystkie roześmiałyśmy się.
-Wyglądała jak pani z banku!- zauważyła El.
-Stara panna kierowniczka!- wykrzyknęła Mel.
Zaśmiałam się. Am też. Ale coś nie grało. El i Mel rozmawiały w najlepsze, a
ona siedziała cicho. Jakby… bała się? Niemożliwe, nie Amelia Venucci. Więc co?
Za oknem, naprzeciw którego siedziałam, przemknął jakiś cień. Przez chwilę
wydawało mi się, że może to człowiek, ale po chwili porzuciłam tę myśl.
-A widziałyście Marion?- spytała Am, gdy już
obrobiły Rose na wszystkie sposoby.- Te srebrne łańcuszki zwisały z jej szyi
jak u jakiegoś czarnego rapera- Amelia podsunęła im kolejny temat do rozmów.
Sama uporczywie wpatrywała się w okno, z którego widać było jej dom. Mieszkała
przecież tuż obok Eleonory. Za płotem. Dziewczyny miały nawet tajne przejście
pomiędzy swoimi posesjami.
Nagle jej twarz stężała, ale żadna z nich, nawet
Shannon, która przestała się jej przyglądać, gdy rozmowa trafiła na tory
prowadzące do osoby Spyrosa Ackarda, najprzystojniejszego z biegaczy w szkolnej
drużynie, tego nie zauważyła. Tymczasem Am otrząsnęła się z szoku i odwróciła
do dziewczyn.
-Jest słodki- nie dawała za wygraną Shan, broniąc
swojej pierwszej miłości.
-Akurat- mruknęła Melania.- Widziałaś jego owłosione
nogi? Fuj!
El zachichotała.
-A ty, co sądzisz, Am?- spytała Melania. Amelia
wzruszyła ramionami.
-Wiecie co?- spytała. Pokręciły zgodnie głowami.-
Dawno nie grałyśmy w chowanego. Mogę się założyć, że mnie nie znajdziesz, Mel!-
powiedziała wyzywająco. Wiedziała, jak zachęcić je do jakiejkolwiek gry.
Wyzwać na pojedynek. Zawsze chciały być takie jak ona, a nawet lepsze.
-Chyba kpisz!- prychnęła Melania.- Liczę do stu, a
wy macie cały ogród na ukrycie się!- zawołała i wybiegła z domku. Wszystkie
dziewczyny pobiegły za nią. Mel stanęła koło drzwi, zamknęła oczy i zaczęła
liczyć.
-Raz… Dwa…- Shannon pobiegła w stronę wysokich tui.-
Trzy… Cztery…
Eleonora rozejrzała się i zdenerwowana. Shannon
dostrzegła, jak dziewczyna odbiega w przeciwną stronę niż Am, do szopy. Amelia
podążyła do małego gaju stworzonego przez pana Schmidta jakieś trzy i pół roku
temu. Teraz drzewa, choć jeszcze niewielkie, były już wystarczająco duże, by
dobrze się wśród nich ukryć.
-Osiem… Dziewięć…- dobiegł Shan głos podekscytowanej
Mel, gdy dotarła do trzech rzędów wysokich wiecznie zielonych roślinek.
Przebiegła wzdłuż pierwszego rzędu, dotarła mniej więcej do środka ciągu roślin
i przemknęła za drugą kolumnę, która prawie przytulała się do płotu. Shannon
znalazła szczelinę pomiędzy drzewami i przysiadła na ciepłej ziemi, nie bacząc
na zielone, krótkie spodenki, które miała na sobie.
W myślach zaczęła liczyć razem z Mel, choć jej głosu
już prawie nie słyszała. Ledwie się przedzierał przez plątaninę gałęzi, w
której siedziała.
Piętnaście…
Szesnaście…
A co, jeżeli którejś z nich się wymsknie i trzeba
będzie powiedzieć Mel?
Siedemnaście…
Osiemnaście...
Osiemnaście...
Dziewiętnaście…
W Polsce wydarzyły się straszne rzeczy. Nie chciała
do nich wracać, nawet pamięcią.
Dwadzieścia…
Dwadzieścia jeden...
Dwadzieścia dwa...
Dwadzieścia jeden...
Dwadzieścia dwa...
To była ich wspólna wina… Jej, Eleonory i Amelii.
Choć Shannon musiała przyznać, że Am najbardziej się przyczyniła.To była długa noc dla dziewczyn. Dawni przyjaciele Shan zaprosili ją na imprezę do domu jednego z nich. Miała być fajna zabawa, jakieś gry.
Czterdzieści jeden…
Czterdzieści dwa…
Czterdzieści trzy…
Bawiły się świetnie.Ale z jakiegoś powodu Shan nie pamiętała dokładnie, co się wydarzyło.Wiedziała, że było dobrze, dopóki jakiś mężczyzna ich nie zaczepił. Nie mogły się od niego uwolnić.
Sześćdziesiąt trzy…
Sześćdziesiąt cztery…
Sześćdziesiąt pięć…
Tamten mężczyzna nie chciał się odczepić. Shan
pamiętała, jak złapał ją za ramię i próbował pocałować. A potem Am go
odepchnęła i wybiegły z klubu. Biegły przed siebie potykając o własne nogi.
El prawie upadła. Am złapała ją w ostatniej chwili. Zwolniły, gdy dotarły do
wiaduktu dla pieszych zawieszonego nad ruchliwą nawet w nocy ulicą. Myślały, że
są już bezpieczne. Stanęły przy balustradzie i nagle nie wiadomo dlaczego
zaczęły się śmiać. A potem pojawił się ten mężczyzna.
81…
82…
83…
Zaczął się szarpać z El, Shan przeraziła się nie na żarty. Am
przeklęła po niemiecku i walnęła gościa pięścią w nos. Ten zatoczył się do
tyłu. Na ulicy nagle zapadła głucha cisza. Słychać było jedynie sapanie
pijanego mężczyzny i Shan zdawało się, że także jej bijące głośno serce. Am
stanęła w bojowej pozie przed nią i Eleonorą.
-Zostaw moja przyjaciółki!- krzyknęła, łamiąc zasady
polskiej gramatyki, ale w tamtej chwili nikt nie zwrócił na to uwagi.
Mężczyzna rzucił się na nią, a ona odepchnęła go z
całej siły. Złapał Shannon za rękę i przydusił do barierki. Dziewczyna w
przerażeniu odepchnęła go do przeciwległej balustrady. Mężczyzna odbił się od
niej i Shan przez chwilę myślała, że zaraz wypadnie. Machnął ręką w stronę
stojącej najbliżej El. Ta krzyknęła piskliwie. Amelia odepchnęła jego rękę i
mężczyzna stracił równowagę. Przechylił się za barierkę i wyleciał na ulicę.
Wszystkie trzy ze strachem wyjrzały za nim. Na ulicy, na środku prawego pasa
leżał nieżywy człowiek.
99…
-Sto!- krzyknęła na całe gardło Mel, a Shan zagryzła
zęby. Straszne wspomnienia sprawiły, że chciało jej się płakać.
Słyszała, jak Melania zbiega ze schodków
prowadzących do domku i zaczyna chodzić w tę i z powrotem, zastanawiając się,
gdzie pójść najpierw. Jej głośne kroki zaczęły oddalać się od Shan. Mel
skierowała się do gaju. Odetchnęła z ulgą. Rozparła się na swoim miejscy i
zaczęła czekać. Za jakieś pięć minut Mel albo znajdzie Am, albo przestanie jej
szukać, wystarczy poczekać.
Sekundy mijały i mijały. Wlekły się wolno lub pędziły
szybko, Shan nie potrafiła tego stwierdzić. Z nudów zaczęła palcem skrobać w
ciepłej i miękkiej ziemi. Słońce jeszcze wisiało nad horyzontem, ale już
zmierzało ku zachodowi. Shan uwielbiała zachody słońca. Wschodów nie lubiła.
Była jednym z niewielu sportowców, którzy zdecydowanie nie lubili świtów.
Minęły może trzy minuty, gdy Shannon zaczęło się nudzić.
Wstała i otrzepała spodenki. Wcale nie były aż tak brudne, jak się spodziewała.
Skierowała się w stronę, z której przyszła, by sprawdzić szybko, gdzie znajduje
się Mel. Jak szpieg. Wyjrzała spomiędzy tui.
-Aaaaaaaaaaaaaa!- rozległ się głośny pisk. Głos
Mel.- Ratunku! Pomocy!- wrzeszczała Mel. Shan wybiegła spomiędzy drzewek. El
wypadła jak burza zza domu. Wiedziały, że tym razem, to nie żarty. Pobiegły w
stronę gaju.
Shan była szybka. Biegła pierwsza, spiesząc się, jak
potrafiła. El biegła kilka metrów za nią dyszała ciężko.
-Mel!- krzyknęła Shan, wbiegając pomiędzy drzewa.
-Tutaj!- słaby, piskliwy głosik dobiegał z odległości
zaledwie kilku metrów.
Dziewczyny popędziły w tamtą stronę. Nagle Shan
zatrzymała się i wytrzeszczyła oczy. El prawie na nią wpadła. Podążyła za nią
wzrokiem i pisnęła. Zaraz potem zemdlała.
Na trawie, pomiędzy dwoma drzewami leżała Amelia… a
raczej jej ciało. Shan łatwo
rozpoznała przyjaciółkę. I Mel także. Dziewczyna miała na rękach krew.
-Szłam koło tych drzew i oparłam się o jedno ręką-
mówiła szybko Melania.- I nagle ona… to… wypadło prosto na mnie!- pisnęła
dziewczyna.- Bałam się, odepchnęłam ją…ja… O mój Boże, czy to naprawdę ona?-
spytała Mel i rozpłakała się. Shan skinęła głową, a potem zadzwoniła na
policję.
-Komenda Główna Policji w Stuttgarcie, Sierżant Hans
Hanuse, w czym mogę pomóc?- odezwał się spokojny głos w słuchawce.
-Tak, ja… Nazywam się Shannon Meier i właśnie
znalazłam martwą przyjaciółkę- wyjąkała Shan. Potem odpowiedziała na kilka
pytań, rozłączyła się i opadła na ziemię. Oparła się plecami o drzewo.
Spojrzała na nieprzytomną El i płaczącą wciąż Mel. Już po chwili słyszała
wyjące syreny aut policyjnych. Zamknęła oczy i także się rozpłakała.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad w postaci krótkiego komentarza.