Recenzja spektaklu Stopklatka



Cześć, mam na imię Julia i prowadzę zakładkę Muzyka Julii, gdzie będę pisała 
o zespołach/piosenkarzach/piosenkarkach, ale dzisiaj mam dla Was wyjątkowo recenzję przedstawienia teatralnego Stopklatka. Miłego czytania :).


        W czwartek, 14 września 2017 roku, na deskach Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wlkp. wystawiany był spektakl o nazwie Stopklatka autorstwa Maliny Prześlugi, który miał swoją premierę już 20 maja 2017 roku. Sztukę reżyserowała Alina Moś-Kerger. Główną rolę zagrał Darian Wiesner.


      Tematem przedstawienia są przemyślenia głównego bohatera - Wojtka, przed i po feralnym skoku do wody. Ta jedna decyzja zmienia diametralnie jego życie. Zostaje  sparaliżowany. Nie   może poruszać się ani  mówić.  Chłopak   opowiada
o     braku    samodzielności    i    możliwości porozumienia się z    bliskimi    oraz
o trudnościach w odnalezieniu się w nowej sytuacji.  Widz zostaje też zapoznany
z reakcjami otoczenia Wojtka na jego niepełnosprawność, między innymi matki nastolatka, która ukazuje swoje cierpienie i bezradność



      Scenografia czy rekwizyty obecne w spektaklu nie są liczne, brak również "efektów specjalnych", co pozwala widzowi lepiej skupić się na dobrze ukazanych przez aktorów emocjach. W przedstawieniu poruszany jest temat skoku na główkę do wody i konsekwencjach, jakie niesie ta często bezmyślna decyzja. Stopklatka daje do myślenia, nie kończy się wraz z zejściem aktorów ze sceny, tylko zostaje z nami na dłużej.

 Jestem bardzo zachwycona spektaklem. Największe wrażenie zrobił na mnie scenariusz i gra aktorska. Szczerze polecam wybranie się do teatru na tę sztukę, czas na pewno nie będzie zmarnowany.

Poniżej przytaczam fragment Stopklatki:

Ja niczego w życiu nie żałuję. Poza tym wypadkiem oczywiście. Jak idiota musiałem skoczyć do tej wody. Debil totalny. Wiecie, co było najdziwniejsze? Że jak się obudziłem w szpitalu, to myślałem, że wszystko gra, że przeżyłem, wyleżę swoje i wracam. Cieszyłem się, że będę zwolniony z lekcji i że będę sobie grał w domu. A potem, tak w półśnie, zaswędział mnie brzuch. Podrapałem się, ale dalej swędziało. Znowu się podrapałem i nie pomogło. I jeszcze raz, do krwi - i nic. No to otworzyłem oczy i okazało się, że wcale się nie podrapałem. Moja ręka leżała sobie zadowolona pod kołdrą i miała mnie w gdzieś. No, ale pomyślałem, że może tak to jest i że przejdzie. Jak przyszła pielęgniarka, to powiedziałem jej, że coś ze mną jest nie tak, ale z ust wyszło mi takie: ,,Aaaaaghh". I to był koniec. Skojarzyłem sobie - skok na główkę - złamany kręgosłup - życie - nara (…)

                                                                                                                                             Julia
Linki:

Komentarze