ROZDZIAŁ 1
Dom bez wyjścia
Leo siedział na
tylnym siedzeniu w samochodzie, wpatrując się melancholijnie w mijające go
drzewa.
W głowie kłębiło mu się tysiące myśli. Miał ochotę odpiąć pasy i wyskoczyć z rozpędzonego auta. Dla niego już nic nie miało znaczenia. Tydzień wcześniej jego rodzice rozwiedli się, sąd przyznał opiekę nad nim jego ojcu, który był wiecznie zajętym biznesmenem, pracującym w największej angielskiej korporacji. Leon go nienawidził, ojciec nigdy nie miał dla niego czasu, nie zwracał na niego uwagi, nigdy go nie chwalił ani też nie był na niego zły. Chłopak był mu obojętny, tak jak cała jego rodzina. Matka odeszła właśnie z tego powodu. Pracowała jako nauczycielka matematyki w jednym z londyńskich gimnazjów. Mieszkała w mieszkanku na Baker Street wraz z jego dziesięcioletnią siostrą - Chelsea. Rozstanie z nimi to najgorsze, co go w życiu spotkało. Musiał opuścić dom, rodzinę, przyjaciół i swoją dziewczynę, Sarę, a to wszystko przez swojego głupiego ojca. To praca go zmieniła. Jeszcze pięć lat temu, zanim zaczął pracować w korporacji i był skromnym prezesem w małej firmie budowlanej i miał dla nich czas, był opiekuńczy, interesował się nimi. Leo doskonale pamięta tamte chwile, ale za każdym razem, gdy chciał o tym porozmawiać z tatą, on go odrzucał, a mama za każdym razem, gdy poruszał ten temat, płakała . Jedyną osobą, której zawsze mógł się zwierzyć była Sara, którą musiał zostawić tylko dlatego, że ojciec dostał awans i przenieśli go do innej siedziby, mieli przez to zamieszkać na kompletnym odludziu. Sara nie chciała z nim zerwać, powiedziała że mimo wszystko to przetrwają i zawsze będą razem, ale Leo przestał wierzyć w jej słowa. Bał się, że już nigdy jej nie zobaczy, że stracą kontakt i Sara o nim zapomni.
W głowie kłębiło mu się tysiące myśli. Miał ochotę odpiąć pasy i wyskoczyć z rozpędzonego auta. Dla niego już nic nie miało znaczenia. Tydzień wcześniej jego rodzice rozwiedli się, sąd przyznał opiekę nad nim jego ojcu, który był wiecznie zajętym biznesmenem, pracującym w największej angielskiej korporacji. Leon go nienawidził, ojciec nigdy nie miał dla niego czasu, nie zwracał na niego uwagi, nigdy go nie chwalił ani też nie był na niego zły. Chłopak był mu obojętny, tak jak cała jego rodzina. Matka odeszła właśnie z tego powodu. Pracowała jako nauczycielka matematyki w jednym z londyńskich gimnazjów. Mieszkała w mieszkanku na Baker Street wraz z jego dziesięcioletnią siostrą - Chelsea. Rozstanie z nimi to najgorsze, co go w życiu spotkało. Musiał opuścić dom, rodzinę, przyjaciół i swoją dziewczynę, Sarę, a to wszystko przez swojego głupiego ojca. To praca go zmieniła. Jeszcze pięć lat temu, zanim zaczął pracować w korporacji i był skromnym prezesem w małej firmie budowlanej i miał dla nich czas, był opiekuńczy, interesował się nimi. Leo doskonale pamięta tamte chwile, ale za każdym razem, gdy chciał o tym porozmawiać z tatą, on go odrzucał, a mama za każdym razem, gdy poruszał ten temat, płakała . Jedyną osobą, której zawsze mógł się zwierzyć była Sara, którą musiał zostawić tylko dlatego, że ojciec dostał awans i przenieśli go do innej siedziby, mieli przez to zamieszkać na kompletnym odludziu. Sara nie chciała z nim zerwać, powiedziała że mimo wszystko to przetrwają i zawsze będą razem, ale Leo przestał wierzyć w jej słowa. Bał się, że już nigdy jej nie zobaczy, że stracą kontakt i Sara o nim zapomni.
Zaczął padać deszcz, co jeszcze
bardziej zasmuciło chłopaka. Mężczyzna właśnie przestał rozmawiać przez
telefon. Jechali już od kilku godzin, Leo był zmęczony. Postanowił zapytać ojca,
ile jeszcze będą jechać do nowego domu.
-Długo jeszcze będziemy jechać, panie prezesie? – nastolatek
bardzo często zwracał się tak do ojca, gdyż wiedział, że go to denerwuje.
-Mógłbyś mnie tak nie nazywać, Leo? Wiesz, że tego nie lubię. Wystarczyłoby tylko tato,
wiem, że ta cała sytuacja nie jest ci na rękę, ale musisz się z tym pogodzić. Znajdziesz
sobie innych kolegów
w nowej szkole, a ta twoja dziewczyna… Sandra…
w nowej szkole, a ta twoja dziewczyna… Sandra…
- Sara! Nie waż się o niej mówić. Nigdy jej nie lubiłeś i mimo
że jesteśmy już ze sobą od czterech lat, ty nadal nie pamiętasz jej imienia.
Każesz się nazywać tatą, a nie wiesz nawet, jak ma na imię moja dziewczyna,
która prawie codziennie do nas przychodziła i była u nas w zeszłym roku na
kolacji wigilijnej.
- Och, ależ przepraszam, przecież byłeś wtedy w pracy. Skąd
miałbyś o tym wiedzieć!-
w samochodzie zapadła niezręczna cisza, było słychać tylko krople deszczu uderzające o dach auta. Po chwili Leon znowu się odezwał:
w samochodzie zapadła niezręczna cisza, było słychać tylko krople deszczu uderzające o dach auta. Po chwili Leon znowu się odezwał:
- Więc za ile będziemy, Williamie?
-Ech… już dojeżdżamy - ze zrezygnowaniem powiedział tata Leona.
Już po kilku minutach zjechali
z głównej drogi w gęsty, ciemny bór. Jechali krętymi, zarośniętymi ścieżkami tak długo, że chłopak zaczął wątpić, czy kiedykolwiek dojadą. Kiedy zaczął przysypiać, samochód się zatrzymał.
z głównej drogi w gęsty, ciemny bór. Jechali krętymi, zarośniętymi ścieżkami tak długo, że chłopak zaczął wątpić, czy kiedykolwiek dojadą. Kiedy zaczął przysypiać, samochód się zatrzymał.
-Dojechaliśmy! Witaj w swoim nowym, wspaniałym domu, synu! –
powiedział prezes, starając się, by jego wypowiedź była na tyle entuzjastyczna,
żeby Leon odezwał się do niego. Chłopak
tylko odpiął pasy, wziął swój czarny, trochę zniszczony i brudny plecak i wysiadł
z pojazdu. Momentalnie go zmroziło. Przed nim stała ogromna, stara rezydencja,
którą oplatał bluszcz. Wielkie drewniane drzwi, nieszczelne, brudne okna
i zniszczony ganek sprawiały wrażenie przeniesienia się w czasie o co najmniej pięćdziesiąt lat. William wyszedł z auta, stanął za synem i położył mu rękę na ramieniu. Leon gwałtownym ruchem wyrwał się ojcu
i zrobił duży krok w przód.
i zniszczony ganek sprawiały wrażenie przeniesienia się w czasie o co najmniej pięćdziesiąt lat. William wyszedł z auta, stanął za synem i położył mu rękę na ramieniu. Leon gwałtownym ruchem wyrwał się ojcu
i zrobił duży krok w przód.
„Tutaj mamy mieszkać? Ten dom wygląda jak sprzed drugiej wojny
światowej” -pomyślał chłopak. Nagle
wielkie frontowe drzwi rezydencji się otworzyły, ich zawiasy zaskrzypiały przy
tym niemiłosiernie. Z domu wyszła niska brunetka w średnim wieku.
- Witajcie!- powiedziała kobieta. Miała melodyjny i łagodny
głos. Podeszła do nich i podała rękę ojcu Leona.
– Nazywam się Jane.
Jestem tutaj gosposią. Panowie zapewne to nasi nowi lokatorzy.
-Zgadza się, jestem William, a to mój syn Leon.
-Będziemy tu mieszkać sami? – zapytał dość nietaktownie Leon,
który miał już dość tego miejsca
i marzył, by jak najszybciej skończyć tę rozmowę.
-Ależ nie. Będziecie jedną z czterech zamieszkujących tu rodzin.
Na pewno jesteście zmęczeni, pomogę panom z bagażami i zaprowadzę do pokoi.
Ojciec chłopaka wraz z Jane odeszli
do samochodu. Nagle w jednym z okiem rezydencji pojawił się chłopak wyglądający
na jakieś piętnaście, może szesnaście lat. Zaczął z całej siły walić pięściami w okno, o dziwo na zewnątrz nic nie było
słychać. Przykuło to uwagę Leona. Chłopakowi
z okna udało się je otworzyć i wyskoczył przez nie. Stało się to tak szybko, że Leo nie zdążył wydusić
z siebie nawet słowa. Wpatrywał się tylko w bezgłośnie spadającego chłopaka, który w pewnym momencie zniknął. Leona zamurowało. Szybko przetarł oczy i spojrzał na okno, z którego rzekomo skoczył nieznajomy nastolatek. Było zamknięte. Chłopak nie wiedział czy jest bardziej zdziwiony, czy przerażony. Jane podeszła do niego, stawiając przy nim jego walizkę.
z okna udało się je otworzyć i wyskoczył przez nie. Stało się to tak szybko, że Leo nie zdążył wydusić
z siebie nawet słowa. Wpatrywał się tylko w bezgłośnie spadającego chłopaka, który w pewnym momencie zniknął. Leona zamurowało. Szybko przetarł oczy i spojrzał na okno, z którego rzekomo skoczył nieznajomy nastolatek. Było zamknięte. Chłopak nie wiedział czy jest bardziej zdziwiony, czy przerażony. Jane podeszła do niego, stawiając przy nim jego walizkę.
-Coś się stało chłopcze? – zapytała, patrząc się na niego tak,
jakby miała ochotę go zabić, gdyby cokolwiek powiedział.
-Nie, nic. Jestem tylko trochę zmęczony.
-Jechaliśmy tu bardzo długo, jesteśmy trochę głodni – wtrącił
się tata chłopaka.
-Naturalnie, rozumiem. Macie szczęście, za pięć minut będzie
wspólna kolacja. Każdy posiłek tutaj
w miarę możliwości staramy się jeść wszyscy razem – powiedziała Jane.
w miarę możliwości staramy się jeść wszyscy razem – powiedziała Jane.
– Chodźcie. Pokażę wam
wasze pokoje i zaprowadzę na kolację.
Leo chwycił swoją walizkę i ruszył za
gosposią. Mieszkali na drugim piętrze. Wciąganie walizki po starych dębowych
schodach nie należało do przyjemności, zwłaszcza, gdy była ona wypakowana
wszystkimi jego rzeczami, jakie tylko
mógł zabrać z domu. Kiedy w końcu dotarł na miejsce, Jane już tam była. Poprowadziła
go do pokoju z numerem 21, który był na samym początku korytarza. Powiedziała,
że jego tata ma pokój naprzeciwko i każdy z nich ma własną łazienkę. Dodała
jeszcze, że jadalnia jest na parterze po prawej stronie od schodów. Leon
rozejrzał się po pokoju. O dziwo, był on dość nowocześnie zaprojektowany.
Kremowo - szara wykładzina wydawała się nowa. Niebieskie, pastelowe ściany nie miały
większych plam, a ciemnobrązowe biurko i dwie półki na książki były czyste. W
rogu pokoju stało białe drewniane łóżko, niedaleko niego mieściła się biała komoda.
Stało na niej kilka pustych ramek na zdjęcia. Leon położyć plecak na łóżku,
wyjął z niego swoje ulubione zdjęciei wsadził je do ramki. Stał na nim wraz
z Sarą przed fontanną w parku, gdzie się poznali. Wpatrywał się w nie przez kilka minut. Po chwili jego tata wszedł do pokoju i powiedział, że kolacja czeka. Chłopak wyminął go i zszedł na dół. Szybkim krokiem podążył w stronę jadalni. Nagle coś
w niego uderzyło. Wylądował na podłodze. Złapał się za głowę, otworzył oczy i zobaczył stojącego przed nim chłopaka wyciągającego do niego rękę. Pomógł mu wstać. Leon otarł oczy. Nie mógł uwierzyć, ale to był ten sam chłopak, który kilka minut temu wyskoczył z okna i momentalnie zniknął.
z Sarą przed fontanną w parku, gdzie się poznali. Wpatrywał się w nie przez kilka minut. Po chwili jego tata wszedł do pokoju i powiedział, że kolacja czeka. Chłopak wyminął go i zszedł na dół. Szybkim krokiem podążył w stronę jadalni. Nagle coś
w niego uderzyło. Wylądował na podłodze. Złapał się za głowę, otworzył oczy i zobaczył stojącego przed nim chłopaka wyciągającego do niego rękę. Pomógł mu wstać. Leon otarł oczy. Nie mógł uwierzyć, ale to był ten sam chłopak, który kilka minut temu wyskoczył z okna i momentalnie zniknął.
-To ty!? Ty skakałeś z okna?! - Zzniknąłeś…
-Ciszej chłopie, spokojnie. -Ty pewnie jesteś ten nowy. -Ja
jestem Hugo. -Wszystko ci wytłumaczę, tylko nie tutaj, przyjdę do ciebie po
kolacji. -Jaki masz numer pokoju?
-Dwa… dwadzieścia jeden.
-Okej, po kolacji idź od razu do siebie i z nikim o tym nie
rozmawiaj. A teraz chodź.
Leon był tak zaskoczony całą tą
sytuacją, że nie wiedział, co myśleć. W głowie miał setki pytań: Czy zwariował?
Może ma zwidy? A może to tylko sen? Dlaczego miał z nikim nie rozmawiać? Nie
znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Zaczął się bać. Stary, przerażający dom,
znikający nastolatek i jeszcze to ostrzeżenie. Poszedł za chłopakiem do wielkiej
jadalni wyglądającej jak
z przedwojennego filmu. Na środku znajdował się stary dębowy stół, nakryty ręcznie haftowanym obrusem. Na stole stało jedenaście nakryć. Na drugim końcu pokoju był rozpalony kamienny kominek ze starymi fotografiami na gzymsie. Usiadł przy stole. Obok niego siadł Hugo, po drugiej stronie tata. Naprzeciwko nich siedziało dwóch mężczyzn i jedna kobieta, po bokach zaś dwie dziewczyny wyglądające na siedemnaście lat. Kolacja przebiegła w ponurym nastroju. Nikt się nie odzywał, wszyscy jedli w zaskakującym pośpiechu, jakby zaraz mieli stamtąd wybiec. Oprócz ośmiu osób siedzących przy stole od początku posiłku nikogo innego nie było w pomieszczeniu, mimo naszykowanych jeszcze trzech nakryć. Hugo zjadł jako pierwszy
i powędrował w stronę kominka. Wrzucił do niego jakąś kartkę i rozpalił ogień. Leon równie szybko skończył posiłek. Wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju. Zamknął drzwi i zdenerwowany oczekiwał na przybycie Hugo i reszty.
z przedwojennego filmu. Na środku znajdował się stary dębowy stół, nakryty ręcznie haftowanym obrusem. Na stole stało jedenaście nakryć. Na drugim końcu pokoju był rozpalony kamienny kominek ze starymi fotografiami na gzymsie. Usiadł przy stole. Obok niego siadł Hugo, po drugiej stronie tata. Naprzeciwko nich siedziało dwóch mężczyzn i jedna kobieta, po bokach zaś dwie dziewczyny wyglądające na siedemnaście lat. Kolacja przebiegła w ponurym nastroju. Nikt się nie odzywał, wszyscy jedli w zaskakującym pośpiechu, jakby zaraz mieli stamtąd wybiec. Oprócz ośmiu osób siedzących przy stole od początku posiłku nikogo innego nie było w pomieszczeniu, mimo naszykowanych jeszcze trzech nakryć. Hugo zjadł jako pierwszy
i powędrował w stronę kominka. Wrzucił do niego jakąś kartkę i rozpalił ogień. Leon równie szybko skończył posiłek. Wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju. Zamknął drzwi i zdenerwowany oczekiwał na przybycie Hugo i reszty.
Zbyt długo nie czekał. Usłyszał
pukanie do drzwi, ale najwyraźniej było ono tylko ostrzegawcze, ponieważ nie
zdążył nawet powiedzieć: „- Proszę”, a w pokoju już stał Hugo. Za nim weszły
dwie dziewczyny. Jedna miała około metr pięćdziesiąt wzrostu. Ubrana w szarą
bluzę
z kapturem i dżinsy. Sprawiała wrażenie zdecydowanej i pewnej siebie. Jej rude włosy sięgały jej do ramion i zasłaniały kawałek twarzy. Druga dziewczyna miała brązowe loki, ciemną karnację i zawzięty wyraz twarzy. Ubrana w czarną koszulkę z krótkim rękawem i dresy wydawała się Leonowi agresywna. Jednocześnie jednak po jej wyrazie twarzy i sposobie, w jaki na niego patrzyła, zobaczył
w niej smutek.
z kapturem i dżinsy. Sprawiała wrażenie zdecydowanej i pewnej siebie. Jej rude włosy sięgały jej do ramion i zasłaniały kawałek twarzy. Druga dziewczyna miała brązowe loki, ciemną karnację i zawzięty wyraz twarzy. Ubrana w czarną koszulkę z krótkim rękawem i dresy wydawała się Leonowi agresywna. Jednocześnie jednak po jej wyrazie twarzy i sposobie, w jaki na niego patrzyła, zobaczył
w niej smutek.
-To jest Kira – wskazał na brunetkę – i May - pokazał na
rudowłosą dziewczynę, która zrobiła krok naprzód – mnie już znasz. – zwrócił
się do dziewczyn. – To jest Leo. Nieszczęśliwym trafem wylądował w naszym
przeklętym gronie, teraz trzeba mu wszystko wyjaśnić. Ty to zrób May.
-Niech ci będzie, ale przypominam, że to przeze mnie twojego pierwszego dnia tutaj się popłakałeś Hugo,
zobaczymy czy nowy jest twardszy od ciebie. Hugo tylko prychnął, widać było, że
dziewczyna go zawstydziła.
- No więc tak, jesteś teraz mieszkańcem rezydencji nazywanej
przez nas Domem bez wyjścia. Jest to
przeklęte miejsce, żaden nastolatek powyżej dwunastu lat, który tutaj wszedł,
nigdy stąd nie wyjdzie. Nie mamy kontaktu ze światem zewnętrznym, jedynym
sposobem są palące się listy. Mogłeś
zauważyć, że Hugo wrzucał kartkę papieru po kolacji do kominka. To właśnie była
jedna z wiadomości. Nasi rodzice nie wiedzą o tym i mogą bez problemu stąd wychodzić,
gdy chcemy im o tym powiedzieć, klątwa zmienia nasze słowa w bezsensowny szmer. Rodzice Kiry
trafili tutaj jako nastolatki. Tylko oni i gosposia wiedzą o klątwie, ale nie mogą, tak jak my nikogo ostrzec. Hugo chciał cię
ostrzec, skacząc przez okno, ale tylko ty to zauważyłeś i nic z tego nie
wyszło. Nie możemy wychodzić przez okna i wchodzić do piwnicy. Klątwa trzyma
nas w granicy ogrodu wokół rezydencji. Jeśli ją
przekroczysz, natychmiast trafiasz do swojego pokoju. To chyba dość na
dziś. O reszcie powiemy ci jutro, oprowadzę cię po domu, przedstawię zakazy i opowiem o
niebezpieczeństwach. Mam nadzieję, że nie będziesz sprawiał kłopotu.
Leon nagle zbladł jak ściana, zrobiło mu się czarno przed
oczami, zaczął się chwiać. May podbiegła do niego i złapała go tuż przed
uderzeniem w podłogę. Chłopak zemdlał…
ROZDZIAŁ 2
Niespodziewany gość
Chłopak obudził się zlany potem. Zerwał się z łóżka.
Obok niego stało krzesło, ale nikogo na nim nie było. Zobaczył Hugo stojącego
przed oknem. Najwyraźniej nie usłyszał, że chłopak się obudził. Leon położył
się
z
powrotem do łóżka. Bezszelestnie obrócił się w stronę ściany i nasłuchiwał.
Wtem do pokoju ktoś wszedł.
-Jeszcze
się nie obudził? – poznał po głosie, że była to May.
-Nie.
Trochę długo to trwa. Przydałoby się,
żeby już się obudził. Musimy powiedzieć mu
o
dziewczynie – odparł Hugo
-Jesteś
pewien, że to ona?
-
W stu procentach. Wygląda identycznie jak na zdjęciu i w dodatku przywiózł ją
ojciec Leona. Mam nadzieję, że chłopak dzisiaj się obudzi. Poproś Jane, żeby
zrobiła coś do picia. I przynieś to tutaj, proszę, jestem trochę spragniony, on pewnie też będzie.
Jak się ma dziewczyna?
-
Jest trochę wystraszona. Z nikim nie chce rozmawiać.
-
Nie dziwię się jej.
-Pójdę
po Kirę, teraz jej kolej na czuwanie i przyniosę napoje.
-W
porządku. Ja skoczę do dziewczyny i przyprowadzę ją tutaj.
Oboje
wyszli z pokoju.
Leon był zdezorientowany. Czy naprawdę leżał
nieprzytomny przez cztery dni? Kim była ta dziewczyna? Czy to wszystko, co
powiedziała mu May było prawdą? Usiadł na łóżku. Sięgnął do plecaka. Wyciągnął
z niego czystą koszulkę i dżinsowe spodnie. Szybko się przebrał
i
podszedł do okna. Słońce właśnie wschodziło, było przed ósmą rano. Zaczął
wpatrywać się w bogaty ogród pełen drzew owocowych, krzewów i najróżniejszych
roślin. Z tej strony dom wyglądał o wiele
lepiej. Nagle ktoś otworzył drzwi. Do pokoju weszła Kira.
-O
witaj wśród żywych –powiedziała- No, no trochę cię z nami nie było. Martwiliśmy
się o ciebie.
-Jak
długo?
-Cztery
dni. Hugo miał dobre przeczucie, że dzisiaj się obudzisz.
-Czy…
czy wszyscy tak reagują, gdy… no wiesz?
-
Gdy dowiadują się o klątwie? Hmm, w sumie to każdy zachowuje się inaczej. Jak
już wiesz Hugo się popłakał,
a
May… w sumie to było dość dziwne. Kiedy
jej o tym powiedziałam, jakby w ogóle jej to nie poruszyło. Po prostu patrzyła
na mnie z kamienną twarzą, a po chwili zaczęła a wszystko dopytywać.
-Twarda
jest.
-Heh,
jeszcze nic o niej nie wiesz. May jest dość specyficzna, ale wszyscy ją kochamy. Musisz ją lepiej
poznać inaczej jej nie zrozumiesz. Dużo w swoim życiu przeszła.
Ktoś
zapukał do drzwi, Kira przestała mówić.
Weszła May i postawiła tacę z butelkami soku na stole.
-Witaj
nowy!
Cieszę się, że żyjesz. Hugo ma dla ciebie niespodziankę. Nie wiem, czy
się ucieszysz, ale cóż. Nikt z nas nie mógł tego przewidzieć. Kira,
chodź, Hugo czeka z dziewczyną przed drzwiami. Zostawmy ich samych.
Położyła
tacę z jedzeniem na komodzie i wyszła
razem z Kirą, gdy tylko zniknęły za drzwiami, próg pokoju przekroczył
Hugo. Nic nie powiedział
tylko melancholijnie spojrzał na
Leo, jakby kazał mu zachować spokój.
Odsunął się na bok. Za jego plecami stała Sara.
-Sara?! – z niedowierzaniem powiedział chłopak. Nie
otrzymał odpowiedzi, dziewczyna tylko rzuciła się mu w objęcia. To była ona. Nastolatek był tego pewny.
Nie zdążył przyjrzeć się jej twarzy, ale wiedział to. Kiedy go złapała poczuł
się tak, jak wtedy, kiedy po raz ostatni
ją widział. Przytulił ją. Usłyszał jak Hugo wychodzi z pokoju i zamyka drzwi.
Sara płakała, Leon marzył, by zobaczyć jej twarz, ale nie chciał wypuścić jej
z
uścisku. W końcu przestała płakać, zrobiła krok do tyłu i spojrzała na chłopaka.
Brązowe krótkie włosy zakrywały jej twarz. Chłopak odgarnął je i spojrzał na
dziewczynę. Nigdy nie była tak piękna, jak teraz. Jej miodowe oczy wyglądały
jak zachód słońca spowity mgłą. Przytrzymał rękoma głowę dziewczyny, a kciukami otarł jej łzy.
Nawet się nie zorientował, kiedy sam zaczął płakać. Przytulił ją jeszcze raz.
Po chwili ją puścił. Żadne z nich nic nie mówiło, po prostu milczeli. W końcu
Leo zdobył się na odwagę i kiedy już otwierał usta, by coś powiedzieć, do
pokoju wszedł Hugo.
-
Widzę, że się nie pomyliłem, niestety. Więc tak, Sara już wie o
klątwie, twojej utracie przytomności itd. Sama trafiła tu przez
przypadek.
Kiedy nie obudziłeś się na śniadanie, powiedzieliśmy twojemu tacie, że z
nikim
nie chcesz rozmawiać. Po dwóch dniach twojego rzekomego niewychodzenia z pokoju, zaczął się martwić, postanowił
coś zrobić. Przywiózł tutaj Sarę. Myślał, że to poprawi ci humor. Nie był
świadomy, jakie będzie to miało skutki.
-Boże.
To moja wina. Nie powinienem się na nim wyżywać- powiedział Leo. W jego głosie
było słychać poczucie winy. Chłopak wiedział, że to przez niego Sara tu
trafiła.
-Leo,
uspokój się. To nie twoja wina. Nie możesz się obwiniać. Nic się nie stało –
powiedziała Sara
-Nic
się nie stało!? Teraz jesteś tu uwięziona. Nigdy się stąd nie wydostaniemy!
-Hola!
Hola! Nikt wam nie powiedział, że nigdy się stąd nie wydostaniecie – wtrąciła
się May,
wchodząc
do pokoju.
-A
wydostaniemy?! – wykrzyczał Leon z ironią w głosie – przecież mówiliście, że
jeszcze nigdy nikt stąd nie wyszedł .
-Nic
takiego nie mówiliśmy. Nie mówimy też, że stąd wyjdziemy, ale pracujemy nad tym
– powiedział Hugo podniesionym głosem.
-Czyli,
jest szansa? – zapytała Sara
-Tak,
jest, ale niezbyt wielka. Bractwo nad
tym pracuje.
-Bractwo?
-Tak,
nie mówiliśmy wam o tym, bo stwierdziliśmy, że na dziś macie już dość wrażeń.
-Zgadzam
się- powiedziała Sara
-Zgadzasz
się!? Tak po prostu odpuszczasz? – wykrzyknął Leo. Był coraz bardziej zdenerwowany,
a
Sara wyczuwała, że wzrasta w nim poczucie winy.
-Możecie
nas zostawić? –zapytała Sara.
-Naturalnie
– Hugo kiwnął głową, otworzył drzwi i przytrzymał je, aby May wyszła pierwsza.
Wyszedł tuż za nią
i
zatrzasnął drzwi.
-Co
się tutaj dzieje? Powinnaś być na mnie wściekła! Przecież teraz jesteś tutaj
uwięziona i to wyłącznie przeze mnie! - Leon zaczął płakać, odwrócił się tyłem
do Sary – To wszystko moja wina!
Sara
podeszła do niego, gwałtownie odwróciła chłopaka w swoją stronę i pocałowała
go.
Nastolatek
się uspokoił. Sara złapała go za rękę i poprowadziła na łóżko. Usiedli. Siedzieli
tak przez chwilę. Sara ciągle trzymała go za rękę. Do pokoju weszła May.
-Śniadanie
będzie za 20 minut. Sara na razie nie mamy dla ciebie pokoju. Zamieszkasz ze
mną. Kira szyje nam tu ubrania. Idź do niej pokuj 25 ona da cie coś do
przebrania. Nasz pokój ma numer 22.
Leon
ty możesz iść już do jadalni Hugo tam jest. Czeka na ciebie w jadalni.
Sara
niechętnie puściła rękę chłopaka. Wstała i nie oglądając się wyszła z pokoju.
Sara
wyszła. Idąc do pokoju Kiry, usłyszała
dziwną rozmowę, dobiegającą z parteru.
-Jak się trzymają? – zapytał łagodny kobiecy głos.
-Chłopak już się obudził, dziewczyna była zdumiona, kiedy spotkali się, płakała . Trochę
to dziwne, myślałem, że ona będzie
bardziej wystraszona – powiedział Hugo.
„Dlaczego oni rozmawiają
o mnie i Leonie” pomyślała nastolatka.
-Myślisz, że sobie z tym poradzą?
-Są silni. W sumie cieszę się, że Sara tu trafiła. Nie
wiem, czy Leo by to przetrwał bez niej. Kochają się.
-Mówisz o miłości w tak młodym wieku.
-Och, Jane, to po prostu widać – „Więc tak, miała na
imię, Jane”- wywnioskowała Sara.
-Ok, jeszcze
zobaczymy. Ten dom zmienia ludzi .
Rozmowa ucichła. Dziewczyna ruszyła dalej. Stanęła przed
otwartym pokojem. Była w nim Kira. Zerknęła na nią i machnęła ręką, by zachęcić
do wejścia.
-Wchodź, śmiało! Już kończę spodnie dla ciebie. Tutaj
masz koszulkę i kurtkę. Nie są one jakoś specjalnie piękne i kolorowe, ale mam
nadzieję, że będą na ciebie pasowały. Trzymaj! – Kira podała Sarze cienkie
dżinsy.
– Przebierz się,
poczekam przed drzwiami i zajdziemy razem na śniadanie.
Nastolatka kiwnęła głową i zaczęła się przebierać.
Założyła szarą koszulkę na ramiączkach
z dekoltem, czarną skórzaną kurtkę i
dżinsy. Szybko zeszła z Kirą . Udały się do jadalni. Reszta już tam była. Usiadły
między May a Leonem. Leo jednocześnie
ucieszył się i zasmucił, widząc Sarę, która usiadła obok niego. Śniadanie
przebiegło dokładnie tak samo jak pierwsza kolacja Leona w tym domu. May
skończyła pierwsza. Sara podała jej zwinięty kawałek papieru. Dziewczyna odeszła
od stołu, rozpaliła kominek i wrzuciła tam zawiniątko. Podeszła do Hugo,
szepnęła mu coś na ucho
i wróciła na miejsce . Chłopak szybko dokończył
posiłek, następnie opuścił pomieszczenie . Sarze wcale się nie spieszyło, za to
jej chłopakowi wręcz przeciwnie. Trochę ją to zdziwiło. Wiedziała, że musi z
nim spędzać jak najwięcej czasu, by się nie obwiniał. Nagle May podała jej jakąś karteczkę. Sara rozwinęła ją.
Spotkajmy się przed
domem. Musimy porozmawiać.
Sara nie kryła zaskoczenia, ale szybko schowała kartkę. Nikt
z siedzących przy stole, tego nie zauważył. Starała się nie okazywać tego, że
chce jak najszybciej wyjść z pokoju. Z
jadalni wyszła ostatnia. Po cichu, lecz w pośpiechu wyszła przed dom. Nikogo
nie zauważyła. Usłyszała czyjąś rozmowę dobiegającą zza rogu. Podeszła do
ściany i zaczęła nasłuchiwać.
-Mówię
ci oni coś kombinują – powiedział niskim, skrzekliwym głosem nieznany
dziewczynie mężczyzna – może znaleźli sposób,
by się stąd wydostać! – wykrzyczał.
-Nie
krzycz tak! Jeszcze cię ktoś usłyszy. Szczerze w to wątpię. Przecież to tylko
banda dzieciaków. Co oni niby mogliby odkryć na co nam nie udało się wpaść?– powiedziała
spokojnie towarzysząca mężczyźnie kobieta.
-Przypominam
ci, że w tej bandzie dzieciaków jest
Kira. Córka Allana i Wandy. O nich też mówiłaś, że nic nie wymyślą. I co? To
oni wynaleźli palące się listy!
-Dobra,
dobra. Uspokój się . Będę miała ich na oku. Jasne? Tylko już się tak nie
awanturuj.
Sara
zamarła. Poczuła czyjś oddech na karku. Gwałtownie się obróciła. Niska postać w kapturze zakryła jej usta
ręką. I wciągnęła w pobliskie krzaki. Puściła ją, gdy były całkowicie
niewidoczne. Zdjęła kaptur. To była May! Położyła palec na ustach, każąc jej
być cicho. Przykucnęła i pociągnęła Sarę
w dół. Dwie postacie, które Sara podsłuchiwała,
wyszły zza rogu. Nigdy wcześniej ich tu nie widziała. Niski, tęgi mężczyzna z krzaczastą czarną
brodą oraz wysoka, szczupła blondynka z orlim nosem nie zauważyli ich. Kobieta
rozejrzała się dookoła i udała się do drzwi, karłowaty mężczyzna podążył za
nią. Sarę przeszły ciarki.
-Kto
to był? – zapytała drżącym głosem.
-Cii! Nie tutaj, chodź do pokoju. Tam wszystko ci opowiem.
ROZDZIAŁ 3
Kolejne tajemnice
Kolejne tajemnice
Pokój May był inny od
wszystkich pozostałych pomieszczeń w tym
domu. Szare ściany, granatowa wykładzina
i ciemnobrązowe meble tworzyły tajemniczy nastrój. Panował w nim lekki chaos.
Plakaty porozwieszane na ścianach, masa książek na biurku i stare radio w rogu
pokoju z kilkunastoma płytami
porozrzucanymi obok. Sara nie była zbytnio zdziwiona takim wystrojem
pomieszczenia. May od początku wydawała jej się tajemnicza, dynamiczna i
zorganizowana.
-Przepraszam za bałagan. Nie sprzątałam ostatnio –
powiedziała May- Chciałam się z tobą spotkać, aby zapytać, co napisałaś w palącym się liście do rodziców?
Żeby się nie martwili.
- Że dostałam się do szkoły z internatem, do której
chodzi Leo.
-Dałaś go wcześniej Kirze, zanim go spaliłam?
-Yhy, naprawdę myślisz, że moi rodzice w to uwierzą?
-Jestem pewna. Kira ma swoje sposoby, ale o tym powiem ci
potem. – powiedziała May. Nagle jej twarz nabrała poważnego wyrazu. Sara trochę
się przestraszyła – O czym rozmawiał Victor i Agatha?
-Chodzi ci o tych, których widziałam przed tym, jak mnie
złapałaś?
-Tak, przepraszam zapomniałam, że jeszcze o nich nie
wiesz.
Sara opowiedziała May wszystko, co słyszała. Następnie
zapadła niezręczna cisza. Nagle May się odezwała.
-Eh, czyli jednak się nie myliłam. Podejrzewają coś …
-May?
-Hm?
-O czym nam nie mówicie? Wiem, że nie chcecie, żebyśmy
oszaleli przez to wszystko, ale uwierz mi, jestem silniejsza niż może wam się
wydawać. Wiele w życiu przeszłam i wolę wiedzieć wszystko niż bać się, co
jeszcze może się stać.
-O tym, co wam mówimy, nie decyduję ja. To rodzice Kiry i
Jane podejmują decyzję, ale dopiero po przejściu próby.
-Próby?
-Ech… każda osobą, która tutaj przybywa, musi przejść
próbę. Będziecie oceniani pod względem
trzech kryteriów: sprawności,
inteligencji i dojrzałości emocjonalnej. Najważniejszy jest trzeci test- emocjonalny. Jeśli on zostanie przez was
zaliczony, dołączycie do naszego grona.
-Czyli wystarczy tylko to jedno kryterium?
-Jeśli mu nie podołacie, dwa pozostałe się nie liczą. Sprawność
i inteligencja zadecydują o tym, jakie zadania
zostaną Wam przydzielone.
-A co, jeśli nie przejdziemy żadnej próby prócz
emocjonalnej?
-Też dostaniecie zadania, ale inne.
-Co się dzieje z osobami, które nie zaliczają żadnego
kryterium?
-Takimi są teraz w domu Agatha i Victor. Nic im nie
mówimy. Nie dajemy im się kontaktować ze światem zewnętrznym. Za wszelka cenę
chcą się stąd wydostać. Ale u nich to jest pewne, że to się nie stanie.
-Dlaczego?
-Ta klątwa nie powstała tak sobie. Kiedyś i dziś miała za
zadanie ma sprowadzać tu…
Ktoś zapukał do drzwi. May odchrząknęła i obróciła się
ich stronę. Do pokoju wszedł wysoki, umięśniony mężczyzna w średnim wieku. Miał
krótkie brązowe włosy, niebieskie oczy i był niewiarygodnie przystojny. Sara
oniemiała, gdy go zobaczyła.
-Witaj May, Saro – mężczyzna przyjaźnie skinął głową.
-Dzień dobry Allanie. Co ciebie do nas sprowadza?
Myślałam, że pracujesz nad torem – powiedziała May.
-Skończyłem go remontować jakieś pół godziny temu. Hugo
przekazał mi, że wyjaśnił Leonowi, o co chodzi w testach, Sara już wie?
-Tak
-To dobrze. Dzisiaj o dziesiątej wieczorem przejdą
pierwszą decydującą próbę…
Zosia
Rozdział 4
Następne niespodzianki
Następne niespodzianki
Allan zaprowadził ich do pokoju nr trzydzieści.
Wyglądał on prawie jak pomieszczenie,
w którym widziała Leona po raz pierwszy od ich rozstania. Był on tylko
trochę większy, miał dwuosobowe łóżko, dużą kanapę, dwa fotele i mały kredens,
który stał na środku pokoju.
Siedziała tam Kira i Hugo, Leon stał pod oknem. Na
jednym z siedzeń była wysoka kobieta o brązowych lokach i szarych oczach. Obok
niej stała dość niska starsza pani o przeciętnej urodzie z czarnymi włosami.
-Widzę, że już wszyscy się zebrali – odparł mężczyzna, jak tylko
przekroczył próg. – Jak już wiecie, dzisiaj nowi przejdą próbę…
Nagle ktoś z hukiem
otworzył drzwi do pokoju. Była to umięśniona postać ubrana w czarne
dżinsy, bluzę z
kapturem, założonym na głowę. Wszyscy w pokoju byli zdezorientowani
prócz May,
która szybkim energicznym ruchem złapała mężczyznę za ramię, niczym
zawodowa
zawodniczka judo przerzuciła go sobie przez bark i przewróciła na
podłogę Wszyscy w pokoju zanim się obejrzeli, zobaczyli
leżącego na podłodze młodego chłopaka, któremu May przyciskała kolano do
piersi i wykręcała nadgarstek. Nastolatek krzyknął z bólu, dziewczyna
puściła jego rękę i zdjęła mu kaptur z głowy.
- Też się cieszę, że cię widzę May! – powiedział chłopak leżący na
podłodze. Na twarzy miał wielki uśmiech. Był to przystojny brunet o krótkich,
kędzierzawych włosach, ciemnej karnacji i zielonych oczach.
-Carter?! – wykrzyknęła zdumiona Kira.
-Carter! – powtórzyła May – Jak? Co? Co ty tu…?- wyjęczała zaskoczona. -
Boże, przepraszam!
-Spokojnie, spokojnie. Nic mi nie jest.
Podeszła do niego Kira i pomogła
mu wstać.
– No, nie powiem- dodał-
spodziewałem się trochę innego przywitania po mojej rocznej nieobecności, ale
nie dziwię się wam, ha, ha.
-Myśleliśmy, że już nigdy cię nie zobaczymy. Kiedy zabrała cię Smoczyca…
-Lilia- powiedział chłopak- ma na imię Lilia.
-Jak udało ci się wrócić?- wtrącił się Allan.
-Poprosiłem ją.
Zapadło milczenie. Wszyscy byli
skołowani. Carter ciągle się uśmiechał, inni spoglądali na niego
z niedowierzaniem. May
wyciągnęła ku niemu rękę.
-Dobrze, że wróciłeś- powiedziała, chcąc
uścisnąć mu dłoń.
Chłopak podał jej rękę, szybkim
energicznym ruchem przyciągnął ją do siebie i przytulił.
-Też się cieszę- powiedział, trzymając
ją w objęciach, po dłuższej chwili puścił- Tęskniłem za wami!
-My za tobą też- odezwała się kobieta
siedząca na kanapie.
-Przy okazji- dodał Allan- przedstawię
wszystkich nowym - spojrzał na Sarę i Leona, którzy podeszli do niego. - Ten
młodzieniec, który tu wparował to Carter, to jest Wanda, moja żona- wskazał na
kobietę siedzącą wciąż na kanapie- Leo Jane już zna. Sara - ona jest naszą
gosposią.
-Skoro teraz już wszyscy się znamy -
powiedział Carter- to gdzie będę spać Allanie, bo zapewne Nowy dostał mój
pokój.
-U Hugo nie bardzo jest miejsce na
łóżko. Zbudowaliśmy tam warsztat i bibliotekę. Chyba będziesz musiał mieszkać z
Leonem.
-Dla mnie nie ma problemu. Zgadzasz
się Nowy?
-Leon, jestem Leo. Jeśli będziesz mnie
tak nazywać to zgoda.
-Ha, ha, dobrze. No to ustalone.
-Rozejdźmy się teraz do swoich pokoi.
Carter, May przygotujcie Sarę i Leona do próby- powiedział Allan- dzisiaj pierwsza.
Po tych słowach w pokoju zapadła
cisza.
Wszyscy się rozeszli. Sara była
przerażona. Wiedziała, że nikt nie spodziewał się powrotu
chłopaka. Trzy osoby w niecałe trzy
dni pojawiły się w Domu. To na pewno zaniepokoiło każdego. Kiedy dziewczyna
doszła do swojego pokoju, jej współlokatorka już tam była.
- Usiądź, muszę ci wyjaśnić, na czym
będzie polegał test- powiedziała May. Sara usiadła na biurku stojącym pod oknem
– Próba odbędzie się w piwnicy. Wejdziemy tam w czwórkę, ale ja i Prezes…
-Prezes?
-Tak mówię czasem na Cartera. Zawsze
jest mózgiem różnych misji. Urodzony z niego przywódca. Wracając do tematu, w piwnicy, gdzie odbędzie się test,
będziecie zdani na siebie. My pójdziemy tam tylko, gdyby coś poszło nie tak. Test
to są halucynacje, które przeprowadza Smoczyca.
-Kim jest Smoczyca?
-To córka Wiedźmy , która stworzyła tę
klątwę. Najpierw Leon będzie poddany próbie, potem ty.
-Co się stanie, kiedy nam się nie uda?
-W zależności od tego, z czym sobie
nie poradzicie albo zostaniecie odcięci od świata zewnętrznego
i nic nie
będziemy wam mówić, albo zostanie wam wykasowana pamięć, sprzed przybycia tutaj
i będziecie jednymi z nas.
-Victor i Agatha nie są informowani, to
już wiem. Czy jest ktoś, kto ma usuniętą pamięć?
-Hugo.
-Czy on o tym wie?
-Tak, wie. To nie my decydujemy, kto
przechodzi próbę, tylko Lilia.
-Obiad!- zawołała z kuchni Jane.
-Chodź musisz coś zjeść. Dzisiaj jest
pizza. Po posiłku pójdź do Kiry, ona da ci
specjalny strój. Ubieramy go na misje i wyjścia do lasu.
-Dobrze.
Rozdział 6
Nikt nie wie, co się dzieje
Rozdział 5
Próba
Obie zeszły do jadalni. Między miejscem May a Hugo
było dostawione krzesło, zapewne dla Cartera. Przy stole siedział tylko Allan,
Jane, Kira i Wanda. Wszyscy już jedli. Sara usiadła i wzięła kawałek pizzy. Po
chwili doszedł do nich Leo i Carter. Reszta domowników powoli przychodziła do
pokoju. Po około dziesięciu minutach od stołu wstał Allan i podszedł do Kiry.
Szepnął jej coś na ucho i wyszedł. Dziewczyna szybko dokończyła posiłek i po
chwili powiedziała do Sary i Leona, że za pięć minut mają być u niej i da im
stroje. Potem Prezes i May zabiorą ich do piwnicy. Leon wydawał się spokojny,
ale Sara się
o
niego bała. Wiedziała, że chłopak pewnie
jest jeszcze bardziej przerażony niż ona. Nie należał on bowiem do
najodważniejszych. Był raczej zabawnym, czułym ciapą, a nie trudnym do
złamania wojownikiem. Dziewczyna skończyła jeść. Wstała, wychodząc z
pokoju,
cofnęła się
i poczekała na Leo, opierając się o drzwi do
jadalni. Kiedy chłopak skończył, podszedł do niej. Sara złapała go za rękę i
razem poszli po nowe ubrania. W pokoju czekali tam na nich wszyscy oprócz
dorosłych. Kira podała im stroje i przebrali się za parawanami, stojącymi w
rogu pokoju. Leon dostał czarną obcisłą koszulkę, ciemne spodnie i dżinsową
kurtkę, a Sara szarą koszulkę na ramiączkach, zieloną kurtkę i czarne luźne
spodnie. Kiedy się przebrali wszyscy wrócili do jadalni. Tam czekali
wtajemniczeni dorośli. Allan do nich podszedł.
-Teraz
musimy zawiązać wam oczy – powiedział.
Po
tym jak to zrobili, ktoś złapał ich za ręce i zaprowadził do jakiegoś
pomieszczenia, a potem po krętych schodach do piwnicy. Zdjęli im przepaski z
oczu. Było kompletnie ciemno. Nagle,
w
rogu pokoju zapaliła się pochodnia powieszona na ścianie. Obok niej stała wysoka
nastolatka. Miała piękne, długie blond włosy. Była szczupła i wysportowana.
Sara nigdy nie widziała piękniejszej dziewczyny.
-Witaj
Lilio. Miło cię znowu zobaczyć. Choć okoliczności nie są zbyt przyjazne-
powiedział Carter.
-Miło
mi cię poznać Carter - oznajmiła dziewczyna – Niestety, nie jestem tą, za którą
mnie uważasz. Mówią mi Naomi. Jestem matką Lilii.
-Wiedźma!
– wykrzyknęła May .
-Och
proszę, bez takich komplementów. Mówmy sobie po imieniu droga April.
-April?
–zapytał Carter.
-Nie
mów tak do mnie. Jestem May. Czemu jesteś tu ty, a nie Smoczyca?!
-Ach,
moja Lilia zrobiła coś, czego nie powinna – Wiedźma spojrzała na Cartera – więc
za to zapłaciła.
-Co
jej zrobiłaś!? - wykrzyczał Carter.
-Powiem
tylko, że już jej więcej nie zobaczysz chłopcze. A teraz wracając do tego, po
co tu się wszyscy zebraliśmy:
Niech Leon i Sara przeżyją wszystko jeszcze
raz,
wszystkie złe wspomnienia zamienią swój czas.
Zapomną, przeżyją czy w proch się obrócą?
Sekunda zadecyduje o ich dalszym życiu
Leon złapał Sarę za rękę. Nagle wszystko wokół nich zaczęło
wirować. Upadli na podłogę i stracili przytomność.
-Co im zrobiłaś!? Mieli przejść próbę!!! – wykrzyczał cały
czerwony ze złości Carter.
-To nowy test. A teraz czas na karę dla was:
Dorośli niech zostaną przeniesieni
Pamięci o młodych pozbawieni
O tym miejscu zapomną
Dalej z Bractwa uwięzieni będą
Jak tylko Wiedźma przestała
mówić, klasnęła w ręce, Sara i Carter zemdleli, pochodnia zgasła, a ona Naomi
zniknęła…
Rozdział 6
Nikt nie wie, co się dzieje
Sara gwałtownie się obudziła, z trudem łapiąc
powietrze. Ktoś przycisnął ją ręką do łóżka.
-Ej, ej, ej. Spokojnie. Już wszystko gra- powiedział siedzący obok niej
na krześle Hugo.
Dziewczyna powoli się podniosła i rozejrzała po pokoju. Było to duże
białe pomieszczenie bez okien wypełnione sześcioma łożami szpitalnymi, leżeli
na nich Leon, Carter i May.
-Gdzie jesteśmy? – zapytała
-To jest pierwsza część Magicznego Strychu. Tak zwany przez nas Szpital.
-Co się stało?
-Sam chciałbym się tego od ciebie dowiedzieć. Obudziłaś się jako
pierwsza.
Sara opowiedziała mu wszystko, co widziała w piwnicy. Kiedy
skończyła, siedzieli przez dłuższą
chwilę w cieszy.
-Jest bardzo źle- powiedział Hugo – Kiedy wszyscy zemdleliście w
piwnicy, to stało się również z nami. Ja obudziłem się wczoraj. Na szczęście
byłem z Kirą nieprzytomni tylko przez
kilka godzin. Zeszliśmy to piwnicy i zobaczyliśmy was leżących na podłodze, a
potem przenieśliśmy tu wszystkich.
-Wszystkich? A gdzie dorośli?
-Przeniosła ich- powiedziała smętnym głosem, wstająca z łóżka May - Wiedźma po tym jak zemdleliście powiedziała,
że to nowa próba, a potem rzuciła na nas klątwę, którą nazwała karą.
-Karą za co?- zapytał Hugo.
- Nie jestem pewna, ale myślę że tu chodzi o Cartera…
-Chyba masz rację. Więcej powiem nam tylko on. Co oznaczała ta klątwa?
-Przeniosła gdzieś dorosłych, wykasowała im pamięć o nas i tym miejscu.
-Uwolniła ich?
-Chyba wszystkich oprócz wtajemniczonych oraz Agathy i Victora.
Do pokoju weszła Kira. Miała czerwone oczy. Płakała. May zerwała się z
łóżka, szybko podeszła do niej i ją przytuliła. Po chwili ją puściła.
-Wszystko w porządku?- zapytał Hugo
-Tak, już jest lepiej- odpowiedziała Kira- Odpocznijcie trochę-
powiedziała do dziewczyn- Ja teraz ich popilnuję. W jadalni czeka śniadanie.
-Zostanę z tobą i powiem ci czego się dowiedziałem.
Po tych słowach May i Sara wyszły z pokoju. Za drzwiami była winda.
Weszły do niej a May nacisnęła guzik z napisem Kominek.
-Pamiętasz coś sprzed trafienie do Domu?
-Wszystko- powiedziała Sara.
-Czyli oznakowanie się nie zmieniło.
-Oznakowanie?
- Kiedy ktoś po próbie ma na barku odbitą łapę niedźwiedzia znaczy to,
że dostał się dostał się do Bractwa.
-A kiedy nie ma?
-Jest niewtajemniczony. Ale jeżeli na ramieniu ma węża stracił
wspomnienia sprzed dostania się tu a reszta została zmodyfikowana.
-Czyli?
-Hugo tak ma. Nie pamięta swojej przeszłości, ale przed próbą był tutaj
tydzień. W tym czasie zakochał się w Kirze. Tuż przed próbą ją pocałował.
-Są razem?
-No właśnie nie. Wspomnienia zmieniły się. On nie wie, że to miało
miejsce. A kiedy Kira chciała mu o tym powiedzieć działo się to co kiedy chcemy
kogoś ostrzec przed Domem. Po tym wszystkim uczucia Hugo też się zmieniły. Kira
była załamana, ale już chyba jej przeszło.
-A Leon?! Błagam powiedz, że ma łapę!
-Przykro mi…
Sara załamana uderzyła plecami w ścianę. Usiadła na podłodze i zakryła
dłońmi twarz. May kucnęła przy niej.
-Ej, spokojnie. Wiem, że jest ciężko, ale nie mamy na to wpływu. Musisz
po prostu się z tym pogodzić.
-Ech… dobrze- powiedziała Sara wstając- Co teraz?
-Szczerze? Nie mam pojęcia. Musimy poczekać aż wszyscy się obudzą i
wtedy zadecydujemy.
Drzwi windy się otworzyły. Przed nimi była jadalnia. Na stole leżały
usmażone naleśniki, kilka dżemów, czekolada i miód.
-Najpierw coś zjedzmy, potem będziemy o tym myśleć.
Rozdział 7
Zaczynamy od zera
Zaczynamy od zera
May jadła naleśnika z dżemem z wielkim niesmakiem. Co
prawda uwielbiała kuchnię Kiry, ale ostatnie wydarzenia odebrały jej apetyt.
Mimo tego, że zdarzyło się tak wiele, nie traciła zimnej krwi, ale jak reszta
jej przyjaciół była zaniepokojona. Miała mieszane uczucia co do powrotu
Cartera. Z jednej strony jej na nim zależało, a z drugiej wiedziała, że ta kara
to może być jego wina… Nagle stare radio stojące w rogu pokoju zaczęło
grać.
-Co to? – powiedziała lekko wystraszona Sara.
-Ciii, to nasz sposób komunikacji ze strychu lub piwnicy
do innych pomieszczeń.
-Pamiętasz coś z przed przybyciem do tego miejsca? – głos
Kiry zabrzmiał przez radio.
-Pamiętam tylko, jak się nazywam – odpowiedział Leo.
-Jakie zdarzenia pamiętasz z pobytu w tym miejscu?
-Przyjechałem tutaj z tatą, wszystko mi powiedzieliście, zemdlałem, obudziłem się dwa dni później, Carter wrócił tutaj od
Smoczycy, potem była próba i teraz jestem tutaj.
-Wszyscy, czyli kto?
-Ty i Hugo, May i jeszcze jedna dziewczyna taka ładna,
czarne włosy, dość niska…
-Chodzi ci o Sarę?
-O tak, właśnie tak ma na imię. Wyleciało mi jakoś z
głowy.
-Co o niej wiesz?
-W sumie to tylko tyle, że mieszka z May w pokoju.
-Rozmawiałeś z nią kiedyś sam na sam?
-Nie, czemu o nią wypytujesz?
-Zawsze pytamy o jednego z nas, kiedy ktoś traci pamięć
sprzed przybycia tutaj. Jesteś głodny?
-Trochę.
-Pójdź do jadalni, czeka tam May i Sara przy śniadaniu.
Hugo pójdziesz z nim i przyślesz tu May?
-Nie ma sprawy – odpowiedział chłopak.
-Yhym.
Rozmowa ucichła. Sara otarła łzę z policzka.
-Po co to było? –zapytała.
-Musimy się trzymać tego, co według Leona jest prawdą.
Inaczej zacznie mu się wszystko mieszać. Nie możemy mu ani słowem wspomnieć o
jego przeszłości i związku z tobą. Rozumiesz?
-Ech, rozumiem.
Drzwi od windy się otworzyły. Wyszedł z nich Hugo z
Leonem. Sara odwróciła wzrok i zaczęła płakać. Zanim chłopacy zdążyli usiąść
przy stole, dziewczyna wybiegła z pokoju.
-Wszystko z nią w porządku? – zapytał zaskoczony Leo.
-Tak, tylko trochę źle się czuje.
-Ale chyba nie zatruliście naleśników?
-Ha, ha, nie, spokojnie. Możesz śmiało jeść.
-Sprawdzę, czy nic jej nie jest – powiedział Hugo,
wychodząc z pokoju, zatrzymał się w progu – Prawie zapomniałem. Kira prosi,
żebyś do niej przyszła May.
-Mogę cię zostawić?- zwróciła się dziewczyna do Leona.
-Pewnie! Żaden problem, więcej jedzenia dla mnie –
powiedział uśmiechnięty chłopak.
Nastolatka weszła do windy i już po chwili stała
przed szpitalem. Otworzyła drzwi i zderzyła się w progu z Carterem.
-Możesz trochę uważać jak leziesz? – krzyknęła
dziewczyna.
-Zluzuj pasy Mała- powiedział roześmiany nastolatek.
-Odczep się Prezes.
-Przecież wszyscy tak do ciebie mówią, więc co tak ostro?
-Nie mam humoru. Dasz mi przejść?
-Dobrze, przepraszam.
Carter wyminął ją i wszedł do windy. W szpitalu była
już tylko Kira. Siedziała ona pod oknem oparta o ścianę i patrzyła się w podłogę. Spojrzała na May spode
łba. Oczy miała całe czerwone oczy. Policzki świeciły jej od łez. Mała usiadła
koło niej i przytuliła ją.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Słyszysz mnie? Sówka?
Zapadła chwila ciszy.
-Dawno tak do mnie nie mówiłaś.
-Jakoś nie było okazji.
-Nie chciałaś tak mnie nazywać. Wiesz, że to Hugo tak do
mnie mówił jeszcze przed próbą, wiesz też, że brakuje mi tego, a on zapomniał o
wszystkim.
-Dalej coś do niego czujesz?
-Tak.
-I dlatego płaczesz?
-Wiem, jak czuje się teraz Sara.
-Nie, nie wiesz. Ona jest silniejsza niż ci się zdaje.
Poradzi sobie. Bardziej boję się o ciebie.
-Nie martw się o mnie.
-Zawszę będę.
-Dlaczego?
-Bo mi na tobie zależy.
-Dziękuję.
May otarła jej łzy i pomogła wstać. Przytuliła ją i
poszły do windy. Zjechały do jadalni, gdzie czekali na ich wszyscy, omawiając
ostatnie zdarzenia.
Rozdział 8
Musimy mieć plan
Musimy mieć plan
Dziewczyny usiadły przy stole.
Nastała cisza. Wszyscy wpatrywali się w stół, jakby była tam zapisana jakaś
ważna wiadomość. Ciszę przerwała May.
-Każdy z nas wie, że sytuacja jest trudna. Musimy
powiedzieć sobie wszystko, co wiemy i dopiero potem pomyśleć nad tym, co zrobimy.
Odezwał się Carter.
-Pewnie już się
domyślacie, że to może być moja wina.
-Nie mów tak- powiedziała Kira.
-Nie wiecie, co się tam stało. Kiedy Lilia mnie zabrała,
mieszkałem z nią w starej rezydencji. Chyba gdzieś w Szkocji. Byliśmy tam tylko
my i dwoje służących. Starałem się nawiązać kontakt ze Smoczycą. Ona się we
mnie zakochała, bez wzajemności, przyjaźniłem się z nią. Kiedyś pozwoliła mi
wyjść z domu i pójść z nią na spacer do lasu. Wtedy poprosiłem ją, żeby
pozwoliła mi odejść. Powiedziałem jej, że jesteście dla mnie jak rodzina,
której nie miałem, opisałem, ile dla mnie znaczycie, bardzo tęskniłem za tym
miejscem, za wami. Zgodziła się. Kazała mi zamknąć oczy i policzyć do
trzydziestu, kiedy je otworzyłem,miałem biec przed siebie, ile sił w nogach.
Prawdopodobnie mnie tu sprowadziła za pomocą magii. Domyślam się, że jej matka,
Wiedźma, ukarała ją i nas za to, mimo że to tylko moja wina…
-Wiesz może, co Roxy mogła z nią zrobić? –zapytał Hugo – I
z rodzicami?
- Niewtajemniczonych pewnie uwolniła i rzuciła na nich
urok każący im zapomnieć o wszystkim. Wydaje mi się, że Bractwo i Lilię mogła
uwięzić w tym samym miejscu, a Smoczycy odebrać moce.
-Co? Zrobiłaby to własnej córce? –wykrzyknęła zdumiona
Kira.
-Ona nie jest jej rodzoną córką, tylko jakąś sierotą,
którą Roxy znalazła, wychowała i pokazała jej, jak władać magią.
-To możliwe. Jest jakaś szansa, że ich znajdziemy?
-Bez pomocy kogoś z zewnątrz wątpię. Chyba, że…
-Że co?
-Nasi rodzice bardzo dużo wiedzą o magii, klątwie i
Wiedźmie, Lilia może im pomóc się wydostać. Jeżeli oni zaczną coś kombinować…
-Smoczyca zostanie przeniesiona tutaj- dokończyła Sara.
-Dokładnie. To jest nasza największa szansa, aby odkryć
coś, na co jeszcze nie wpadliśmy.
-Czyli póki co musimy czekać- wtrąciła May – Na razie
trzeba się jakoś podzielić obowiązkami. Jeśli Wiedźma odcięła nam kontakt z
dostawcami, będziemy musieli sami zadbać o jedzenie, wodę, drewno na opał,
prąd.
-O prąd bym się nie martwił- powiedział Carter – wszystko
w tym miejscu jest napędzane magią, ale co do reszty masz rację. Kto z was umie
najlepiej gotować?
-Ja całkiem dobrze radzę sobie w kuchni- odpowiedział
Leo.
-Ja też – oznajmiła Kira- my we dwoje możemy się zająć
gotowaniem. Kto będzie szukał jedzenia?
-Umiem strzelać z łuku i patroszyć zwierzęta – odparła
Sara.
-Świetnie. Ja znam się na roślinach- rzekł Hugo- Razem zajmiemy się pożywieniem.
Zostali Carter
i May. Tak jak
kiedyś będziecie odpowiedzialni za ochronę, budowę, sprzątanie, konstruowanie
i wszystko co robiliście przez zniknięciem Prezesa.
-Powraca stary zespół- powiedział z uśmiechem chłopak.
-Tak- potwierdziła Mała- zaczynamy od toru?
-Jak zawsze. Tylko najpierw spróbuję wysłać wiadomość.
-Myślisz, że Roxy nie zablokowała tego?
-Zawsze warto spróbować.
Carter podszedł do kominka,
rozpalił ogień i wrzucił do niego kopertę z wiadomością do Lilii. Ogień w
kominku z hukiem wybuchł. Chłopak poleciał do tyłu uderzając plecami o ścianę.
Z kominka wyleciały dwie koperty i wylądowały obok niego. Wszyscy zerwali się z
krzeseł i podbiegli do chłopaka.
-Nic ci nie jest? – zapytała Sara
-Serio pytasz? – odpowiedział trzymający się za głowę
Carter.
-Przyniosę trochę lodu – odparła lekko zawstydzona.
Pobiegła do
kuchni. Po chwili wróciła z zimnym okładem. Podała go Carterowi.
-Co się stało?
-Sam chciałbym wiedzieć.
-A to co? – wtrącił się zaskoczony Hugo, podnosząc z
podłogi dwie koperty – Carter wrzuciłeś tylko jedną wiadomość prawda?
-Tak.
-No nieźle – powiedziała May- Dzięki twojej naiwności
dostaliśmy wiadomość z zewnątrz.
-Otwórz.
Hugo wyciągnął z kieszeni scyzoryk. Rozłożył nożyk i
otworzył kopertę. Wyjął z niej szarą kartkę.
-Czytam:
Jestem z Waszymi rodzicami, ale Wiedźma mnie
przeniesie w pełnię, kiedy odbierze mi moce.
Wasi rodzice wszystko o Was i Domu
zapomnieli. Są uwięzieni w rezydencji, gdzie trzymałam Cartera.
Mamy szansę to odkręcić, tylko jeśli do
czasu, gdy dostanę się do Was, nie będziecie próbowali uciec ani kontaktować się
z kimkolwiek z zewnątrz, ani próbować używać magii.
Lilia
PS Jeżeli do czasu pełni coś się zmieni, będę
wysyłać listy. Palcie codziennie w kominku.
Kiedy Hugo przestał czytać, złożył kartkę i podał Carterowi,
który nadal leżał na podłodze oparty o ścianę z okładem przyłożonym do głowy.
-Co teraz? – zapytał Leo.
-To, co planowaliśmy, tylko nie możemy próbować wysłać już
ani jednego listu – powiedział Carter- Która godzina?
Hugo spojrzał za zegar.
-Trzynasta.
-Mamy coś na obiad?
-Coś wymyślę z Leonem – powiedziała Kira- ale na pewno
nie starczy nic na kolację.
-Hugo, ty i Sara musicie pójść do lasu i coś upolować
albo znaleźć coś do jedzenia. Daj jej łuk i strzały. Tylko pamiętaj, trzymajcie się
granicy, najlepiej nie podchodźcie za blisko niej.
-Mamy się przebrać?
-Sara ma na sobie stój terenowy, ty lepiej też się w niego wciśnij w razie kłopotów. Ja i May
pójdziemy do ogrodu i sprawdzimy, jak się ma tor treningowy. Poza tym trzeba
sprawdzić zasoby broni w szopie. Spotkajmy się
o trzeciej w jadalni.
- Jak myślisz, czy granice nadal są odporne?
-Wątpię. Wiedźma miała świetny humor w Piwnicy, co źle
dla nas znaczy. Co do ataków nic się nie zmieniło?
-Jjj... jakich ataków- wyjęczał Leo.
-W co drugą sobotę wszystkie potwory z lasu atakują Dom.
-Od kiedy w lasach są potwory?
-A od kiedy istnieją klątwy rzucane na domy, by uwięzić w
nich ludzi? – powiedział sarkastycznie Carter – Pomyśl trochę chłopie. Dzisiaj
jest poniedziałek, mamy tydzień, czy dwa?
-Pięć dni, mamy pięć dni- oznajmiła Kira.
-Od jutra ja i May będziemy robić wam, codziennie,
treningi na torze. Mam nadzieję, że umiecie walczyć i przeżyjecie.
-O której te treningi? – zapytała Sara.
-Serio? Naprawdę? Oni nam mówią, że będziemy walczyć z
jakimiś potworami za kilka dni i możemy zginąć, a ty tak po prostu się pytasz o
której będzie trening? - krzyknął panicznie wystraszony Leon- To nie jest
normalne!
-Ja przynajmniej przeżyję bo umiem walczyć i wolę
trenować niż dać się zjeść tchórzu! Rozejrzyj się!
Widzisz gdzie jesteśmy? Tu nic nie jest normalne! Nie
powinnam tu w ogóle przyjeżdżać, a teraz
tkwię tutaj i muszę trenować, mieszkać z tobą, zaraz się posikasz ze strachu.
-Ej, spokojnie Sara- powiedział Carter, złapał ją za
ramiona i starał się ją uspokoić- Wiem, co czujesz. Tylko się rozluźnij. Nie
wyżywaj się na nim, on nie wie, o co chodzi.
-Lepiej się już rozejdźmy. Robi się późno, a im bliżej do
zachodu słońca, tym niebezpieczniej będzie poza ogrodem – odparł Hugo.
Sara wyrwała się z uścisku Cartera i wyszła na dwór,
krzycząc już zza drzwi Domu.
-Poczekam tutaj na ciebie!
-Ech, no już do roboty. Mamy dużo do zrobienia, a czas
ucieka.
Rozdział 9
Szczypta rywalizacji
Szczypta rywalizacji
May i Carter poszli do
ogromnego ogrodu. Nie było tam prawie żadnych roślin oprócz krzaków rosnących
wzdłuż granicy i kilku wielkich dębów. W ogródku był tor treningowy, szopa,
huśtawki, trampolina, a na drzewach wisiały worek bokserski i dwie strzelnice.
Dziewczyna podeszła do pierwszej przeszkody dokładnie odwzorowanego toru
wojskowego z Brytyjskich Sił Zbrojnych, w kształcie litery U. Składał się on z
dwóch bieżni, na których były te same sprzęty. Na pierwszej prostej było: pięć
płotków olimpijskich, siedmiometrowa ścianka wspinaczkowa, zasieki i pole z
opon. Zakręt zaczynał się i kończył wielką, cienką deską umocowaną nad błotem,
nie byłoby nic trudnego w utrzymaniu równowagi na tym, gdyby nad listwą nie
wisiały wahadła z materacy, ruszające się w różnych tempach, rozmieszczone co
niecałe dwa metry. Ostatnią prostą rozpoczynały drabinki z luźnymi szczeblami
nad głębokim bagnem, również z niego wychodziły małe, drewniane, okrągłe
pieńki, po których trzeba było dostać się dalej. Następnie ściana, po której
można się dostać tylko poprzez
wspinaczkę na linie. Później metalowe rury, jedyna droga do mety i na koniec
dwa ogromne słupy, od których odchodziły drążki, wspinaczka na nich prawie
kończyła tor, ale ostatnim jego zadaniem jest rozbujanie się na linie odchodzącej
od filarów, którą uprzednio trzeba odwiązać od drewna ,rozbujać się na niej i
wskoczyć do basenu.
-Naprawiliście
go? –zapytał Carter.
-Kilka
dni temu. Pamiętasz swój pierwszy przebieg? – powiedziała May.
-Tego
się nie zapomina- odpowiedział z wielkim uśmiechem- Wymiękłem przy zasiekach.
-Położyłeś
się w połowie drogi i powiedziałeś,że nigdzie się nie ruszysz.
-Leżałem
tam co najmniej trzy godziny, aż w końcu zlitowaliście się i podaliście mi
linę.
-Ha,ha. To Kira nas przekonała. Ja chciałam cię tu zostawić na noc.
-No
dzięki. Ech… to miejsce wiąże ze sobą wiele pięknych i komicznych wspomnień.
-Chcesz
się ścigać? Czy nie dasz rady?
-Ja
nie dam rady?!
-No
wiesz przez ten rok pewnie wypadłeś z formy .
-Hola,
hola! Ja nigdy nie wypadam z formy.
-To
się zaraz okaże- krzyknęła May i pobiegła do pierwszej przeszkody. Carter
ruszył zaraz za nią. Płotki pokonali błyskawicznie, szli łeb w łeb. Carter
zwolnił przy zasiekach, to była jego słaba strona– Co nie nadążasz staruchu?
-Ja
ci dam, nazywać mnie staruchem!
Oboje
przyspieszyli. Wbiegli na listwy, tutaj dziewczyna zwolniła. Prezes
błyskawicznie wymijał latające materace. Nastolatka mimo przeszkód nie dawała
mu dużej przewagi. Najtrudniejsza przeszkoda była za nimi. Dotarli do
drabinek, Carter wysunął się na
prowadzenie. Szybko poruszał się do przodu. Przy samym końcu szczebli trafił na
luźny i spadł. Według zasad musiał cofnąć się do pozycji drugiego zawodnika
albo musiał czekać, aż przeciwnik go dogoni, jeżeli był przed nim, jeśli był za
nim musiał tylko z powrotem wskoczyć na drążek . Kiedy May minęła chłopaka, on
zaczął ją gonić. W bieganiu po słupach nad bagnem oboje byli mistrzami. Dorośli
nazywali ich parą ninji. Ostatnie przeszkody, mimo iż nie były trudniejsze od
poprzednich, sprawiały dwójce problem, bo
byli już zmęczeni i z trudem łapali oddech. Carter pierwszy
wszedł i zszedł z ostatniej ścianki. Kiedy May była już na szczycie i chciała
zeskakiwać, zachwiała się, i spadła! W ostatniej chwili chłopak, który podążał
już ku rurom, cofnął się i ją złapał! Położył ją na ziemi i ruszył dalej.
Dziewczyna szybko wstała i ruszyła za nim. Podczas czołgania przegoniła go.
Jednak zanim zaczęła wspinać się na słup
kończący bieg, zatrzymała się i dała chłopakowi kilka sekund przewagi.
Carter w brawurowym tempie dotarł na szczyt i zaczął odwiązywać linę. Niestety, nie był w
tym najlepszy. Zanim udało mu się rozpracować ją, nastolatka dotarła na miejsce
i zrobiła to samo. Jednocześnie je rozwiązali i zaczęli się na nich bujać. May
wyskoczyła ułamek sekundy szybciej niż Prezes, ale on za to był cięższy od
niej. Ona złapała za prawy róg flagi, a on za lewy i razem ją trzymając, wskoczyli
do basenu. Zanurkowali i podpłynęli do płytszego miejsca.
-Pierwszy!-
krzyknęli oboje, wynurzając się w wody.
Spojrzeli
na siebie i zaczęli się śmiać, ochlapując się nawzajem. Po chwili zabawy
podpłynęli do drabinki i wyszli ze zbiornika głośno dusząc się.
-Czegoś
takiego tutaj jeszcze chyba nie było – powiedział Carter
-Masz
rację, ale to mogło się przytrafić tylko nam.
-Ręczniki
są w szopie?
-Nie,
suszą się na krzaku obok niej.
-Na
krzaku?
-Suszarka
nam się rozwaliła.
-Jasne…
ha, ha.
Chłopak
podszedł do rośliny i zdjął z niej dwa ręczniki. Usłyszał cichy pisk. Zanurzył
ręce w gałęziach i wyjął z nich małego dziczka.
-Zobacz,
co znalazłem- krzyknął.
-Carter,
nie! Szybko odstaw go!
-Dlaczego?
Jak
tylko to powiedział, z krzaków wyłoniła się wielka mama dzik! Chłopak krzyknął z
przerażeniem i zaczął uciekać. Zwierzę ruszyło za nim. Prezes pobiegł w stronę
basenu, do którego wskoczyła May. Nagle tuż koło ucha chłopaka przemknęła strzała wystrzelona z lasu. Nie
zważając na to, wskoczył do basenu i zanurzył się pod wodę. Dopiero po chwili
zdobył się na odwagę, by się wynurzyć. Na brzegu stała już ociekająca wodą May
oraz roześmiani Hugo i Sara, która trzymała łuk w ręku.
-Dzięki
Carter! – powiedział z entuzjazmem Hugo. - Od godziny szukaliśmy jakiegoś zwierza
na obiad w lecie! A ty, jak już wracaliśmy z poziomkami na kolację, znalazłeś
dzika.
Hugo
podał rękę Carterowi, żeby pomóc mu wyjść z wody. A ten gwałtownie pociągnął go
w swoją stronę! Hugo złapał za koszulę May, a ona wciągnęła za sobą Sarę. W ten
sposób wszyscy wylądowali w basenie. Zaczęli się nawzajem podtapiać, chlapać i
śmiać. Bawili się tak przez pół godziny. Przerwał im głos Kiry dobiegający z
kuchni.
-Obiad
za pół godziny!
Wszyscy
wyszli z basenu i zaczęli się wycierać.
-Musimy
się przebrać- powiedziała uśmiechnięta Sara.
-Masz
rację-
potwierdził Hugo. –Dobrze, że mamy tego dzika. Kira nas nie zabije za
tę zabawę, skoro upolowaliśmy jedzenie. Chodźmy już, bo nie zdążymy.
Zofia Regulska - kl. 2d
Hej, bardzo wciagajace opowiadania! kiedy można spodziewac sie 4 rozdziału??
OdpowiedzUsuń