OPOWIADANIA ZOSI


ROZDZIAŁ 1
Dom bez wyjścia
 Leo siedział na tylnym siedzeniu w samochodzie, wpatrując się melancholijnie w mijające go drzewa.
W głowie kłębiło mu się tysiące myśli. Miał ochotę odpiąć pasy i wyskoczyć z rozpędzonego auta. Dla niego już nic nie miało znaczenia. Tydzień wcześniej jego rodzice rozwiedli się, sąd przyznał opiekę nad nim jego ojcu, który był wiecznie zajętym biznesmenem, pracującym w największej angielskiej korporacji. Leon go nienawidził, ojciec nigdy nie miał dla niego czasu, nie zwracał na niego uwagi, nigdy go nie chwalił ani też nie był na niego zły. Chłopak był mu obojętny, tak jak cała jego rodzina. Matka odeszła właśnie z tego powodu. Pracowała jako nauczycielka matematyki w jednym z londyńskich gimnazjów. Mieszkała w mieszkanku na Baker Street wraz z jego dziesięcioletnią siostrą - Chelsea. Rozstanie z nimi to najgorsze, co go w życiu spotkało. Musiał opuścić dom, rodzinę, przyjaciół i swoją dziewczynę, Sarę, a to wszystko przez swojego głupiego ojca. To  praca  go zmieniła. Jeszcze pięć lat temu, zanim zaczął pracować  w korporacji i był  skromnym prezesem w małej firmie budowlanej i miał dla nich czas, był opiekuńczy, interesował się nimi. Leo doskonale pamięta tamte chwile, ale za każdym razem, gdy chciał  o tym porozmawiać z tatą, on go odrzucał, a mama za każdym razem, gdy poruszał ten temat, płakała . Jedyną osobą, której zawsze mógł się zwierzyć była Sara, którą musiał zostawić tylko dlatego, że ojciec dostał awans i przenieśli go do innej siedziby, mieli przez to  zamieszkać na kompletnym odludziu. Sara nie chciała z nim zerwać, powiedziała że mimo wszystko to przetrwają i zawsze będą razem, ale Leo przestał wierzyć w jej słowa. Bał się, że już nigdy jej nie zobaczy, że stracą kontakt i Sara o nim zapomni.
Zaczął padać deszcz, co jeszcze bardziej zasmuciło chłopaka. Mężczyzna właśnie przestał rozmawiać przez telefon. Jechali już od kilku godzin, Leo był zmęczony. Postanowił zapytać ojca, ile jeszcze będą jechać do nowego domu.
-Długo jeszcze będziemy jechać, panie prezesie? – nastolatek bardzo często zwracał się tak do ojca, gdyż wiedział, że go to denerwuje.
-Mógłbyś mnie tak nie nazywać, Leo? Wiesz,  że tego nie lubię. Wystarczyłoby tylko tato, wiem, że ta cała sytuacja nie jest ci na rękę, ale musisz się z tym pogodzić. Znajdziesz sobie innych kolegów
w nowej szkole, a ta twoja dziewczyna… Sandra…
- Sara! Nie waż się o niej mówić. Nigdy jej nie lubiłeś i mimo że jesteśmy już ze sobą od czterech lat, ty nadal nie pamiętasz jej imienia. Każesz się nazywać tatą, a nie wiesz nawet, jak ma na imię moja dziewczyna, która prawie codziennie do nas przychodziła i była u nas w zeszłym roku na kolacji wigilijnej.
- Och, ależ przepraszam, przecież byłeś wtedy w pracy. Skąd miałbyś o tym wiedzieć!-
w samochodzie zapadła niezręczna cisza, było słychać tylko krople deszczu uderzające o dach auta. Po chwili Leon znowu się odezwał:
- Więc za ile będziemy, Williamie? 
-Ech… już dojeżdżamy - ze zrezygnowaniem powiedział tata Leona. Już po kilku minutach zjechali
z głównej drogi w gęsty, ciemny bór. Jechali krętymi, zarośniętymi ścieżkami tak długo, że chłopak zaczął wątpić, czy kiedykolwiek dojadą. Kiedy zaczął przysypiać, samochód się zatrzymał.
-Dojechaliśmy! Witaj w swoim nowym, wspaniałym domu, synu! – powiedział prezes, starając się, by jego wypowiedź była na tyle entuzjastyczna, żeby  Leon odezwał się do niego. Chłopak tylko odpiął pasy, wziął swój czarny, trochę zniszczony i brudny plecak i wysiadł z pojazdu. Momentalnie go zmroziło. Przed nim stała ogromna, stara rezydencja, którą oplatał bluszcz. Wielkie drewniane drzwi, nieszczelne, brudne okna
i zniszczony ganek sprawiały wrażenie przeniesienia się w czasie o co najmniej pięćdziesiąt lat. William wyszedł z auta, stanął za synem i położył mu rękę na ramieniu. Leon gwałtownym ruchem  wyrwał się ojcu
i zrobił  duży krok w przód.
„Tutaj mamy mieszkać? Ten dom wygląda jak sprzed drugiej wojny światowej” -pomyślał chłopak.  Nagle wielkie frontowe drzwi rezydencji się otworzyły, ich zawiasy zaskrzypiały przy tym niemiłosiernie. Z domu wyszła niska brunetka w średnim wieku.
- Witajcie!- powiedziała kobieta. Miała melodyjny i łagodny głos. Podeszła do nich i podała rękę ojcu Leona.
 – Nazywam się Jane. Jestem tutaj gosposią. Panowie zapewne to nasi nowi lokatorzy.
-Zgadza się, jestem William, a to mój syn Leon.
-Będziemy tu mieszkać sami? – zapytał dość nietaktownie Leon, który miał już dość tego miejsca
i marzył, by jak najszybciej skończyć tę rozmowę.
-Ależ nie. Będziecie jedną z czterech zamieszkujących tu rodzin. Na pewno jesteście zmęczeni, pomogę panom z bagażami i zaprowadzę do  pokoi.
Ojciec chłopaka wraz z Jane odeszli do samochodu. Nagle w jednym z okiem rezydencji pojawił się chłopak wyglądający na jakieś piętnaście, może szesnaście lat. Zaczął z całej siły walić pięściami  w okno, o dziwo na zewnątrz nic nie było słychać. Przykuło to uwagę Leona. Chłopakowi
z okna udało się je otworzyć i wyskoczył przez nie. Stało się to tak szybko, że Leo nie zdążył wydusić
z siebie nawet słowa. Wpatrywał się tylko w bezgłośnie spadającego chłopaka, który w pewnym momencie zniknął. Leona zamurowało. Szybko przetarł oczy i spojrzał na okno, z którego rzekomo skoczył nieznajomy nastolatek. Było zamknięte. Chłopak nie wiedział czy jest bardziej zdziwiony, czy przerażony. Jane podeszła do niego, stawiając przy nim jego walizkę.
-Coś się stało chłopcze? – zapytała, patrząc się na niego tak, jakby miała ochotę go zabić, gdyby cokolwiek powiedział.
-Nie, nic. Jestem tylko trochę zmęczony.
-Jechaliśmy tu bardzo długo, jesteśmy trochę głodni – wtrącił się tata chłopaka.
-Naturalnie, rozumiem. Macie szczęście, za pięć minut będzie wspólna kolacja. Każdy posiłek tutaj
w miarę możliwości staramy się jeść wszyscy razem – powiedziała Jane.
 – Chodźcie. Pokażę wam wasze pokoje i zaprowadzę na kolację.
Leo chwycił swoją walizkę i ruszył za gosposią. Mieszkali na drugim piętrze. Wciąganie walizki po starych dębowych schodach nie należało do przyjemności, zwłaszcza, gdy była ona wypakowana wszystkimi jego rzeczami,  jakie tylko mógł zabrać z domu. Kiedy w końcu dotarł na miejsce, Jane już tam była. Poprowadziła go do pokoju z numerem 21, który był na samym początku korytarza. Powiedziała, że jego tata ma pokój naprzeciwko i każdy z nich ma własną łazienkę. Dodała jeszcze, że jadalnia jest na parterze po prawej stronie od schodów. Leon rozejrzał się po pokoju. O dziwo, był on dość nowocześnie zaprojektowany. Kremowo - szara wykładzina wydawała się  nowa. Niebieskie, pastelowe ściany nie miały większych plam, a ciemnobrązowe biurko i dwie półki na książki były czyste. W rogu pokoju stało białe drewniane łóżko, niedaleko niego mieściła się biała komoda. Stało na niej kilka pustych ramek na zdjęcia. Leon położyć plecak na łóżku, wyjął z niego swoje ulubione zdjęciei wsadził je do ramki. Stał na nim wraz
z Sarą przed fontanną w parku, gdzie się poznali. Wpatrywał się w nie przez kilka minut. Po chwili jego tata wszedł do pokoju i powiedział, że kolacja czeka. Chłopak wyminął go i zszedł na dół. Szybkim krokiem podążył w stronę jadalni. Nagle coś
w niego uderzyło. Wylądował na podłodze. Złapał się za głowę, otworzył oczy i zobaczył stojącego przed nim chłopaka wyciągającego do niego  rękę. Pomógł mu wstać. Leon otarł oczy. Nie mógł uwierzyć, ale to był ten sam chłopak, który kilka minut temu wyskoczył z okna i momentalnie zniknął.
-To ty!? Ty skakałeś z okna?! - Zzniknąłeś…
-Ciszej chłopie, spokojnie. -Ty pewnie jesteś ten nowy. -Ja jestem Hugo. -Wszystko ci wytłumaczę, tylko nie tutaj, przyjdę do ciebie po kolacji. -Jaki masz numer pokoju?
-Dwa… dwadzieścia jeden.
-Okej, po kolacji idź od razu do siebie i z nikim o tym nie rozmawiaj. A teraz chodź.
Leon był tak zaskoczony całą tą sytuacją, że nie wiedział, co myśleć. W głowie miał setki pytań: Czy zwariował? Może ma zwidy? A może to tylko sen? Dlaczego miał z nikim nie rozmawiać? Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Zaczął się bać. Stary, przerażający dom, znikający nastolatek i jeszcze to ostrzeżenie. Poszedł za chłopakiem do wielkiej jadalni  wyglądającej jak
z przedwojennego filmu. Na środku znajdował się  stary dębowy stół, nakryty ręcznie haftowanym obrusem. Na stole stało jedenaście nakryć. Na drugim końcu pokoju był  rozpalony kamienny kominek ze starymi fotografiami na gzymsie. Usiadł przy stole. Obok niego siadł Hugo, po drugiej stronie tata. Naprzeciwko nich siedziało dwóch mężczyzn i jedna kobieta, po bokach zaś dwie dziewczyny wyglądające na siedemnaście lat. Kolacja przebiegła w ponurym nastroju. Nikt się nie odzywał, wszyscy jedli w zaskakującym pośpiechu, jakby zaraz mieli stamtąd wybiec. Oprócz ośmiu osób siedzących przy stole od początku posiłku nikogo  innego nie było w pomieszczeniu, mimo naszykowanych jeszcze trzech nakryć. Hugo zjadł jako pierwszy
i powędrował w stronę kominka. Wrzucił do niego jakąś kartkę i rozpalił ogień. Leon równie szybko skończył posiłek. Wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju. Zamknął drzwi i zdenerwowany oczekiwał na przybycie Hugo i reszty.
Zbyt długo nie czekał. Usłyszał pukanie do drzwi, ale najwyraźniej było ono tylko ostrzegawcze, ponieważ nie zdążył nawet powiedzieć: „- Proszę”, a w pokoju już stał Hugo. Za nim weszły dwie dziewczyny. Jedna miała około metr pięćdziesiąt wzrostu. Ubrana w szarą bluzę
z kapturem i dżinsy. Sprawiała wrażenie zdecydowanej i pewnej siebie. Jej rude włosy sięgały jej do ramion i zasłaniały kawałek twarzy. Druga dziewczyna miała brązowe loki, ciemną karnację i zawzięty wyraz twarzy. Ubrana w czarną koszulkę z krótkim rękawem i dresy wydawała się Leonowi agresywna. Jednocześnie jednak po jej wyrazie twarzy i sposobie, w jaki na niego patrzyła, zobaczył
w niej smutek.
-To jest Kira – wskazał na brunetkę – i May - pokazał na rudowłosą dziewczynę, która zrobiła krok naprzód – mnie już znasz. – zwrócił się do dziewczyn. – To jest Leo. Nieszczęśliwym trafem wylądował w naszym przeklętym gronie, teraz trzeba mu wszystko wyjaśnić. Ty to zrób May.
-Niech ci będzie, ale przypominam, że to przeze mnie  twojego pierwszego dnia tutaj się popłakałeś Hugo, zobaczymy czy nowy jest twardszy od ciebie. Hugo tylko prychnął, widać było, że dziewczyna go zawstydziła.
- No więc tak, jesteś teraz mieszkańcem rezydencji nazywanej przez nas Domem bez wyjścia. Jest to przeklęte miejsce, żaden nastolatek powyżej dwunastu lat, który tutaj wszedł, nigdy stąd nie wyjdzie. Nie mamy kontaktu ze światem zewnętrznym, jedynym sposobem są palące się listy. Mogłeś zauważyć, że Hugo wrzucał kartkę papieru po kolacji do kominka. To właśnie była jedna z wiadomości. Nasi rodzice nie wiedzą o tym i mogą bez problemu stąd wychodzić, gdy chcemy im  o tym powiedzieć, klątwa zmienia nasze słowa w bezsensowny szmer. Rodzice Kiry trafili tutaj jako nastolatki. Tylko oni i gosposia  wiedzą o klątwie, ale nie mogą,  tak jak my nikogo ostrzec. Hugo chciał cię ostrzec, skacząc przez okno, ale tylko ty to zauważyłeś i nic z tego nie wyszło. Nie możemy wychodzić przez okna i wchodzić do piwnicy. Klątwa trzyma nas w granicy ogrodu wokół rezydencji. Jeśli ją  przekroczysz, natychmiast trafiasz do swojego pokoju. To chyba dość na dziś. O reszcie powiemy ci jutro, oprowadzę cię po domu,  przedstawię zakazy i opowiem o niebezpieczeństwach. Mam nadzieję, że nie będziesz sprawiał kłopotu.
Leon nagle zbladł jak ściana, zrobiło mu się czarno przed oczami, zaczął się chwiać. May podbiegła do niego i złapała go tuż przed uderzeniem w podłogę. Chłopak zemdlał…


ROZDZIAŁ 2 
Niespodziewany gość

Chłopak obudził się zlany potem. Zerwał się z łóżka. Obok niego stało krzesło, ale nikogo na nim nie było. Zobaczył Hugo stojącego przed oknem. Najwyraźniej nie usłyszał, że chłopak się obudził. Leon położył się
  z powrotem do łóżka. Bezszelestnie obrócił się w stronę ściany i nasłuchiwał. Wtem do pokoju ktoś wszedł.
-Jeszcze się nie obudził? – poznał po głosie, że była to May.
-Nie. Trochę długo to  trwa. Przydałoby się, żeby już się obudził. Musimy powiedzieć mu
o dziewczynie – odparł Hugo
-Jesteś pewien, że to ona?
- W stu procentach. Wygląda identycznie jak na zdjęciu i w dodatku przywiózł ją ojciec Leona. Mam nadzieję, że chłopak dzisiaj się obudzi. Poproś Jane, żeby zrobiła coś do picia. I przynieś to tutaj, proszę,  jestem trochę spragniony, on pewnie też będzie. Jak się ma dziewczyna?
- Jest trochę wystraszona. Z nikim nie chce rozmawiać.
- Nie dziwię się jej.
-Pójdę po Kirę, teraz jej kolej na czuwanie i przyniosę napoje.
-W porządku. Ja skoczę do dziewczyny i  przyprowadzę ją tutaj.
Oboje wyszli z pokoju.
 Leon był zdezorientowany. Czy naprawdę leżał nieprzytomny przez cztery dni? Kim była ta dziewczyna? Czy to wszystko, co powiedziała mu May było prawdą? Usiadł na łóżku. Sięgnął do plecaka. Wyciągnął z niego czystą koszulkę i dżinsowe spodnie. Szybko się przebrał
i podszedł do okna. Słońce właśnie wschodziło, było przed ósmą rano. Zaczął wpatrywać się w bogaty ogród pełen drzew owocowych, krzewów i najróżniejszych roślin. Z tej strony dom wyglądał  o wiele lepiej. Nagle ktoś otworzył drzwi. Do pokoju weszła Kira.
-O witaj wśród żywych –powiedziała- No, no trochę cię z nami nie było. Martwiliśmy się o ciebie.
-Jak długo?
-Cztery dni. Hugo miał dobre przeczucie, że dzisiaj się obudzisz.
-Czy… czy wszyscy tak reagują,  gdy… no wiesz?
- Gdy dowiadują się o klątwie? Hmm, w sumie to każdy zachowuje się inaczej. Jak już wiesz Hugo się popłakał,
a May…  w sumie to było dość dziwne. Kiedy jej o tym powiedziałam, jakby w ogóle jej to nie poruszyło. Po prostu patrzyła na mnie z kamienną twarzą, a po chwili zaczęła a wszystko dopytywać.
-Twarda jest.
-Heh, jeszcze nic o niej nie wiesz. May jest dość specyficzna,  ale wszyscy ją kochamy. Musisz ją lepiej poznać inaczej jej nie zrozumiesz. Dużo w swoim życiu przeszła.
Ktoś zapukał do drzwi, Kira przestała  mówić. Weszła May i postawiła tacę z butelkami soku na stole.
-Witaj nowy! Cieszę się, że żyjesz. Hugo ma dla ciebie niespodziankę. Nie wiem, czy się ucieszysz, ale cóż. Nikt z nas nie mógł tego przewidzieć. Kira, chodź,  Hugo czeka z dziewczyną  przed drzwiami. Zostawmy ich samych. Położyła tacę  z jedzeniem na komodzie i wyszła razem z Kirą, gdy tylko zniknęły za  drzwiami,  próg pokoju przekroczył Hugo. Nic nie powiedział tylko melancholijnie  spojrzał na Leo,  jakby kazał mu zachować spokój. Odsunął się na bok. Za jego plecami stała Sara.
                    

-Sara?! – z niedowierzaniem powiedział chłopak. Nie otrzymał odpowiedzi, dziewczyna tylko rzuciła się mu w objęcia. To była ona. Nastolatek był tego pewny. Nie zdążył przyjrzeć się jej twarzy, ale wiedział to. Kiedy go złapała poczuł się tak,  jak wtedy, kiedy po raz ostatni ją widział. Przytulił ją. Usłyszał jak Hugo wychodzi z pokoju i zamyka drzwi. Sara płakała, Leon marzył, by zobaczyć jej twarz, ale nie chciał wypuścić jej
z uścisku. W końcu przestała płakać, zrobiła krok do tyłu i spojrzała na chłopaka. Brązowe krótkie włosy zakrywały jej twarz. Chłopak odgarnął je i spojrzał na dziewczynę. Nigdy nie była tak piękna, jak teraz. Jej miodowe oczy wyglądały jak zachód słońca spowity mgłą. Przytrzymał  rękoma głowę dziewczyny, a kciukami otarł jej łzy. Nawet się nie zorientował, kiedy sam zaczął płakać. Przytulił ją jeszcze raz. Po chwili ją puścił. Żadne z nich nic nie mówiło, po prostu milczeli. W końcu Leo zdobył się na odwagę i kiedy już otwierał usta, by coś powiedzieć, do pokoju wszedł Hugo.
- Widzę, że się nie pomyliłem, niestety. Więc tak,  Sara już wie o klątwie, twojej utracie  przytomności itd. Sama trafiła tu przez przypadek. Kiedy nie obudziłeś się na śniadanie, powiedzieliśmy twojemu tacie, że z nikim nie chcesz rozmawiać. Po dwóch dniach twojego rzekomego niewychodzenia z pokoju, zaczął się martwić, postanowił coś zrobić. Przywiózł tutaj Sarę. Myślał, że to poprawi ci humor. Nie był świadomy, jakie będzie to miało  skutki.
-Boże. To moja wina. Nie powinienem się na nim wyżywać- powiedział Leo. W jego głosie było słychać poczucie winy. Chłopak wiedział, że to przez niego Sara tu trafiła.
-Leo, uspokój się. To nie twoja wina. Nie możesz się obwiniać. Nic się nie stało – powiedziała Sara
-Nic się nie stało!? Teraz jesteś tu uwięziona. Nigdy się stąd nie wydostaniemy!
-Hola! Hola! Nikt wam nie powiedział, że nigdy się stąd nie wydostaniecie – wtrąciła się May,
wchodząc do pokoju.
-A wydostaniemy?! – wykrzyczał Leon z ironią w głosie – przecież mówiliście, że jeszcze nigdy nikt stąd nie wyszedł .
-Nic takiego nie mówiliśmy. Nie mówimy też, że stąd wyjdziemy, ale pracujemy nad tym – powiedział Hugo podniesionym głosem.
-Czyli,  jest szansa? – zapytała Sara
-Tak, jest, ale niezbyt wielka. Bractwo  nad tym pracuje.
-Bractwo?
-Tak, nie mówiliśmy wam o tym, bo stwierdziliśmy, że na dziś macie już dość wrażeń.
-Zgadzam się- powiedziała Sara
-Zgadzasz się!? Tak po prostu odpuszczasz? – wykrzyknął Leo. Był  coraz bardziej zdenerwowany,
a Sara wyczuwała, że wzrasta w nim poczucie winy.
-Możecie nas zostawić? –zapytała Sara.
-Naturalnie – Hugo kiwnął głową, otworzył drzwi i przytrzymał je, aby May wyszła pierwsza. Wyszedł tuż za nią
i zatrzasnął drzwi.
-Co się tutaj dzieje? Powinnaś być na mnie wściekła! Przecież teraz jesteś tutaj uwięziona i to wyłącznie przeze mnie! - Leon zaczął płakać, odwrócił się tyłem do Sary – To wszystko moja wina!
Sara podeszła do niego, gwałtownie odwróciła chłopaka w swoją stronę i pocałowała go.
Nastolatek się uspokoił. Sara złapała go za rękę i poprowadziła na łóżko. Usiedli. Siedzieli tak przez chwilę. Sara ciągle trzymała go za rękę. Do pokoju weszła May.
-Śniadanie będzie za 20 minut. Sara na razie nie mamy dla ciebie pokoju. Zamieszkasz ze mną. Kira szyje nam tu ubrania. Idź do niej pokuj 25 ona da cie coś do przebrania. Nasz pokój ma numer 22.
Leon ty możesz iść już do jadalni Hugo tam jest. Czeka na ciebie w jadalni.
Sara niechętnie puściła rękę chłopaka. Wstała i nie oglądając się wyszła z pokoju.
            
                  Sara wyszła. Idąc do pokoju Kiry,  usłyszała dziwną rozmowę, dobiegającą z parteru.
-Jak się trzymają? – zapytał łagodny kobiecy głos.
-Chłopak już się obudził, dziewczyna była  zdumiona, kiedy spotkali się, płakała . Trochę to dziwne,  myślałem, że ona będzie bardziej wystraszona – powiedział Hugo.
 „Dlaczego oni rozmawiają o mnie i Leonie” pomyślała nastolatka.
-Myślisz, że sobie z tym poradzą?
-Są silni. W sumie cieszę się, że Sara tu trafiła. Nie wiem, czy Leo by to przetrwał bez niej. Kochają się.
-Mówisz o miłości w tak młodym wieku.
-Och, Jane, to po prostu widać – „Więc tak, miała na imię, Jane”- wywnioskowała Sara.
-Ok,  jeszcze zobaczymy. Ten dom zmienia ludzi .
Rozmowa ucichła. Dziewczyna ruszyła dalej. Stanęła przed otwartym pokojem. Była w nim Kira. Zerknęła na nią i machnęła ręką, by zachęcić do wejścia.
-Wchodź, śmiało! Już kończę spodnie dla ciebie. Tutaj masz koszulkę i kurtkę. Nie są one jakoś  specjalnie piękne i kolorowe, ale mam nadzieję, że będą na ciebie pasowały. Trzymaj! – Kira podała Sarze cienkie dżinsy.
 – Przebierz się, poczekam przed drzwiami i zajdziemy razem na śniadanie.
Nastolatka kiwnęła głową i zaczęła się przebierać. Założyła szarą koszulkę na ramiączkach 
z dekoltem, czarną skórzaną kurtkę i dżinsy. Szybko zeszła z Kirą . Udały się do jadalni. Reszta już tam była. Usiadły między May a Leonem.  Leo jednocześnie ucieszył się i zasmucił, widząc Sarę, która usiadła obok niego. Śniadanie przebiegło dokładnie tak samo jak pierwsza kolacja Leona w tym domu. May skończyła pierwsza. Sara podała jej zwinięty kawałek papieru. Dziewczyna odeszła od stołu, rozpaliła kominek i wrzuciła tam zawiniątko. Podeszła do Hugo, szepnęła mu coś na ucho
 i  wróciła na miejsce . Chłopak szybko dokończył posiłek, następnie opuścił pomieszczenie . Sarze wcale się nie spieszyło, za to jej chłopakowi wręcz przeciwnie. Trochę ją to zdziwiło. Wiedziała, że musi z nim spędzać jak najwięcej czasu, by się nie obwiniał. Nagle May podała jej  jakąś karteczkę. Sara rozwinęła ją.

Spotkajmy się przed domem. Musimy porozmawiać.

Sara nie kryła zaskoczenia, ale szybko schowała kartkę. Nikt z siedzących przy stole, tego nie zauważył. Starała się nie okazywać tego, że chce jak najszybciej wyjść z pokoju.  Z jadalni wyszła ostatnia. Po cichu, lecz w pośpiechu wyszła przed dom. Nikogo nie zauważyła. Usłyszała czyjąś rozmowę dobiegającą zza rogu. Podeszła do ściany i zaczęła nasłuchiwać.
-Mówię ci oni coś kombinują – powiedział niskim, skrzekliwym głosem nieznany dziewczynie mężczyzna – może znaleźli sposób,  by się stąd wydostać! – wykrzyczał.
-Nie krzycz tak! Jeszcze cię ktoś usłyszy. Szczerze w to wątpię. Przecież to tylko banda dzieciaków. Co oni niby mogliby odkryć na co nam nie udało się wpaść?– powiedziała spokojnie towarzysząca mężczyźnie  kobieta.
-Przypominam ci, że w tej bandzie dzieciaków jest Kira. Córka Allana i Wandy. O nich też mówiłaś, że nic nie wymyślą. I co? To oni wynaleźli palące się listy!
-Dobra, dobra. Uspokój się . Będę miała ich na oku. Jasne? Tylko już się tak nie awanturuj.
Sara zamarła. Poczuła czyjś oddech na karku. Gwałtownie się obróciła.  Niska postać w kapturze zakryła jej usta ręką. I wciągnęła w pobliskie krzaki. Puściła ją, gdy były całkowicie niewidoczne. Zdjęła kaptur. To była May! Położyła palec na ustach, każąc jej być cicho. Przykucnęła i pociągnęła Sarę
 w dół. Dwie postacie, które Sara podsłuchiwała, wyszły zza rogu. Nigdy wcześniej ich tu nie widziała.  Niski, tęgi mężczyzna z krzaczastą czarną brodą oraz wysoka, szczupła blondynka z orlim nosem nie zauważyli ich. Kobieta rozejrzała się dookoła i udała się do drzwi, karłowaty mężczyzna podążył za nią. Sarę przeszły ciarki.
-Kto to był? – zapytała drżącym głosem.

-Cii! Nie tutaj, chodź do pokoju. Tam wszystko ci opowiem.

ROZDZIAŁ 3
Kolejne tajemnice
Pokój May był inny od wszystkich pozostałych  pomieszczeń w tym domu.  Szare ściany, granatowa wykładzina i ciemnobrązowe meble tworzyły tajemniczy nastrój. Panował w nim lekki chaos. Plakaty porozwieszane na ścianach, masa książek na biurku i stare radio w rogu pokoju  z kilkunastoma płytami porozrzucanymi obok. Sara nie była zbytnio zdziwiona takim wystrojem pomieszczenia. May od początku wydawała jej się tajemnicza, dynamiczna i zorganizowana.
-Przepraszam za bałagan. Nie sprzątałam ostatnio – powiedziała May- Chciałam się z tobą spotkać, aby zapytać,  co napisałaś w palącym się liście do rodziców? Żeby się nie martwili.
- Że dostałam się do szkoły z internatem, do której chodzi Leo.
-Dałaś go wcześniej Kirze, zanim go spaliłam?
-Yhy, naprawdę  myślisz, że moi rodzice w to uwierzą?
-Jestem pewna. Kira ma swoje sposoby, ale o tym powiem ci potem. – powiedziała May. Nagle jej twarz nabrała poważnego wyrazu. Sara trochę się przestraszyła – O czym rozmawiał Victor i Agatha?
-Chodzi ci o tych, których widziałam przed tym, jak mnie złapałaś?
-Tak, przepraszam zapomniałam, że jeszcze o nich nie wiesz.
Sara opowiedziała May wszystko, co słyszała. Następnie zapadła niezręczna cisza. Nagle May się odezwała.
-Eh, czyli jednak się nie myliłam. Podejrzewają coś …
-May?
-Hm?
-O czym nam nie mówicie? Wiem, że nie chcecie, żebyśmy oszaleli przez to wszystko, ale uwierz mi, jestem silniejsza niż może wam się wydawać. Wiele w życiu przeszłam i wolę wiedzieć wszystko niż bać się, co jeszcze  może się stać.
-O tym, co wam mówimy, nie decyduję ja. To rodzice Kiry i Jane podejmują decyzję, ale dopiero po przejściu próby.
-Próby?
-Ech… każda osobą, która tutaj przybywa, musi przejść próbę. Będziecie oceniani  pod względem trzech  kryteriów: sprawności, inteligencji i dojrzałości emocjonalnej. Najważniejszy jest trzeci test-  emocjonalny. Jeśli on zostanie przez was zaliczony,  dołączycie do naszego grona.
-Czyli wystarczy tylko to jedno kryterium?
-Jeśli mu nie podołacie, dwa pozostałe się nie liczą. Sprawność i inteligencja zadecydują o tym, jakie zadania  zostaną Wam przydzielone.
-A co, jeśli nie przejdziemy żadnej próby prócz emocjonalnej?
-Też dostaniecie zadania, ale inne.
-Co się dzieje z osobami, które nie zaliczają żadnego kryterium?
-Takimi są teraz w domu Agatha i Victor. Nic im nie mówimy. Nie dajemy im się kontaktować ze światem zewnętrznym. Za wszelka cenę chcą się stąd wydostać. Ale u nich to jest pewne, że to się nie stanie.
-Dlaczego?
-Ta klątwa nie powstała tak sobie. Kiedyś i dziś miała za zadanie  ma sprowadzać tu…
Ktoś zapukał do drzwi. May odchrząknęła i obróciła się ich stronę. Do pokoju wszedł wysoki, umięśniony mężczyzna w średnim wieku. Miał krótkie brązowe włosy, niebieskie oczy i był niewiarygodnie przystojny. Sara oniemiała, gdy go zobaczyła.
-Witaj May, Saro – mężczyzna przyjaźnie skinął głową.
-Dzień dobry Allanie. Co ciebie do nas sprowadza? Myślałam, że pracujesz nad torem – powiedziała May.
-Skończyłem go remontować jakieś pół godziny temu. Hugo przekazał mi, że wyjaśnił Leonowi, o co chodzi w testach, Sara już wie?
-Tak

-To dobrze. Dzisiaj o dziesiątej wieczorem przejdą pierwszą decydującą próbę…
                                                                                                                                     Zosia  



Rozdział 4
Następne niespodzianki
Allan zaprowadził ich do pokoju nr trzydzieści. Wyglądał on prawie  jak pomieszczenie,
w którym widziała Leona po raz pierwszy od ich rozstania. Był on tylko trochę większy, miał dwuosobowe łóżko, dużą kanapę, dwa fotele i mały kredens, który stał na środku pokoju.
Siedziała tam Kira i Hugo, Leon stał pod oknem. Na jednym z siedzeń była wysoka kobieta o brązowych lokach i szarych oczach. Obok niej stała dość niska starsza pani o przeciętnej urodzie z czarnymi włosami.
-Widzę, że już wszyscy się zebrali – odparł mężczyzna, jak tylko  przekroczył próg. – Jak już wiecie, dzisiaj nowi przejdą próbę…



             Nagle ktoś z hukiem otworzył drzwi do pokoju. Była to umięśniona  postać ubrana w czarne dżinsy, bluzę z kapturem, założonym na głowę. Wszyscy w pokoju byli zdezorientowani prócz May, która szybkim energicznym ruchem złapała mężczyznę za ramię, niczym zawodowa zawodniczka judo przerzuciła go sobie przez bark i przewróciła na podłogę Wszyscy  w pokoju zanim się obejrzeli, zobaczyli leżącego na podłodze młodego chłopaka, któremu May przyciskała kolano do piersi i wykręcała nadgarstek. Nastolatek krzyknął z bólu, dziewczyna puściła  jego rękę i zdjęła mu kaptur z głowy.
- Też się cieszę, że cię widzę May! – powiedział chłopak leżący na podłodze. Na twarzy miał wielki uśmiech. Był to przystojny brunet o krótkich, kędzierzawych włosach, ciemnej karnacji i zielonych oczach.
-Carter?! – wykrzyknęła zdumiona Kira.
-Carter! – powtórzyła May – Jak? Co? Co ty tu…?- wyjęczała zaskoczona. - Boże, przepraszam!
-Spokojnie, spokojnie. Nic mi nie jest.
 Podeszła do niego Kira i pomogła mu wstać.
 – No, nie powiem- dodał- spodziewałem się trochę innego przywitania po mojej rocznej nieobecności, ale nie dziwię się wam, ha, ha.
-Myśleliśmy, że już nigdy cię nie zobaczymy. Kiedy zabrała cię Smoczyca…
-Lilia- powiedział chłopak- ma na imię Lilia.
-Jak udało ci się wrócić?- wtrącił się Allan.
-Poprosiłem ją.
Zapadło milczenie. Wszyscy byli skołowani. Carter ciągle się uśmiechał, inni spoglądali na niego
z niedowierzaniem. May wyciągnęła ku niemu rękę.
-Dobrze, że wróciłeś- powiedziała, chcąc uścisnąć mu dłoń.        
Chłopak podał jej rękę, szybkim energicznym ruchem przyciągnął ją do siebie i przytulił.
-Też się cieszę- powiedział, trzymając ją w objęciach, po dłuższej chwili puścił- Tęskniłem za wami!
-My za tobą też- odezwała się kobieta siedząca na kanapie.
-Przy okazji- dodał Allan- przedstawię wszystkich nowym - spojrzał na Sarę i Leona, którzy podeszli do niego. - Ten młodzieniec, który tu wparował to Carter, to jest Wanda, moja żona- wskazał na kobietę siedzącą wciąż na kanapie- Leo Jane już zna. Sara - ona jest naszą gosposią.
-Skoro teraz już wszyscy się znamy - powiedział Carter- to gdzie będę spać Allanie, bo zapewne Nowy dostał mój pokój.
-U Hugo nie bardzo jest miejsce na łóżko. Zbudowaliśmy tam warsztat i bibliotekę. Chyba będziesz musiał mieszkać z Leonem.
-Dla mnie nie ma problemu. Zgadzasz się Nowy?
-Leon, jestem Leo. Jeśli będziesz mnie tak nazywać to zgoda.
-Ha, ha, dobrze. No to ustalone.
-Rozejdźmy się teraz do swoich pokoi. Carter, May przygotujcie Sarę i Leona do próby- powiedział Allan- dzisiaj pierwsza.
Po tych słowach w pokoju zapadła cisza.
             Wszyscy się rozeszli. Sara była przerażona. Wiedziała, że nikt nie spodziewał się powrotu
chłopaka. Trzy osoby w niecałe trzy dni pojawiły się w Domu. To na pewno zaniepokoiło każdego. Kiedy dziewczyna doszła do swojego pokoju, jej współlokatorka już tam była.
- Usiądź, muszę ci wyjaśnić, na czym będzie polegał test- powiedziała May. Sara usiadła na biurku stojącym pod oknem – Próba odbędzie się w piwnicy. Wejdziemy tam w czwórkę, ale ja i Prezes…
-Prezes?
-Tak mówię czasem na Cartera. Zawsze jest mózgiem różnych misji. Urodzony z niego przywódca. Wracając  do tematu, w piwnicy, gdzie odbędzie się test, będziecie zdani na siebie. My pójdziemy tam tylko, gdyby coś poszło nie tak. Test to są halucynacje, które przeprowadza Smoczyca.
-Kim jest Smoczyca?
-To córka Wiedźmy , która stworzyła tę klątwę. Najpierw Leon będzie poddany próbie, potem ty.
-Co się stanie, kiedy nam się nie uda?
-W zależności od tego, z czym sobie nie poradzicie albo zostaniecie odcięci od świata zewnętrznego
 i nic nie będziemy wam mówić, albo zostanie wam wykasowana pamięć, sprzed przybycia tutaj
 i będziecie jednymi z nas.
-Victor i Agatha nie są informowani, to już wiem. Czy jest ktoś, kto ma usuniętą pamięć?
-Hugo.
-Czy on o tym wie?
-Tak, wie. To nie my decydujemy, kto przechodzi próbę, tylko Lilia.
-Obiad!- zawołała z kuchni Jane.
-Chodź musisz coś zjeść. Dzisiaj jest pizza. Po posiłku pójdź do Kiry, ona da ci  specjalny strój. Ubieramy go na misje i wyjścia do lasu.
-Dobrze.

Rozdział 5
Próba
Obie zeszły do jadalni. Między miejscem May a Hugo było dostawione krzesło, zapewne dla Cartera. Przy stole siedział tylko Allan, Jane, Kira i Wanda. Wszyscy już jedli. Sara usiadła i wzięła kawałek pizzy. Po chwili doszedł do nich Leo i Carter. Reszta domowników powoli przychodziła do pokoju. Po około dziesięciu minutach od stołu wstał Allan i podszedł do Kiry. Szepnął jej coś na ucho i wyszedł. Dziewczyna szybko dokończyła posiłek i po chwili powiedziała do Sary i Leona, że za pięć minut mają być u niej i da im stroje. Potem Prezes i May zabiorą ich do piwnicy. Leon wydawał się spokojny, ale Sara się
 o niego bała. Wiedziała, że chłopak pewnie jest jeszcze bardziej przerażony niż ona. Nie należał on  bowiem do najodważniejszych. Był  raczej zabawnym, czułym ciapą, a nie trudnym do złamania wojownikiem. Dziewczyna skończyła jeść. Wstała, wychodząc z pokoju, cofnęła się
 i poczekała na Leo, opierając się o drzwi do jadalni. Kiedy chłopak skończył, podszedł do niej. Sara złapała go za rękę i razem poszli po nowe ubrania. W pokoju czekali tam na nich wszyscy oprócz dorosłych. Kira podała im stroje i przebrali się za parawanami, stojącymi w rogu pokoju. Leon dostał czarną obcisłą koszulkę, ciemne spodnie i dżinsową kurtkę, a Sara szarą koszulkę na ramiączkach, zieloną kurtkę i czarne luźne spodnie. Kiedy się przebrali wszyscy wrócili do jadalni. Tam czekali wtajemniczeni dorośli. Allan do nich podszedł.
-Teraz musimy zawiązać wam oczy – powiedział.
Po tym jak to zrobili, ktoś złapał ich za ręce i zaprowadził do jakiegoś pomieszczenia, a potem po krętych schodach do piwnicy. Zdjęli im przepaski z oczu. Było kompletnie ciemno. Nagle,
w rogu pokoju zapaliła się pochodnia powieszona na ścianie. Obok niej stała wysoka nastolatka. Miała piękne, długie blond włosy. Była szczupła i wysportowana. Sara nigdy nie widziała piękniejszej dziewczyny.
-Witaj Lilio. Miło cię znowu zobaczyć. Choć okoliczności nie są zbyt przyjazne- powiedział Carter.
-Miło mi cię poznać Carter - oznajmiła dziewczyna – Niestety, nie jestem tą, za którą mnie uważasz.  Mówią mi Naomi.  Jestem matką Lilii.
-Wiedźma! – wykrzyknęła May .
-Och proszę, bez takich komplementów. Mówmy sobie po imieniu droga April.
-April? –zapytał Carter.
-Nie mów tak do mnie. Jestem May. Czemu jesteś tu ty, a nie Smoczyca?!
-Ach, moja Lilia zrobiła coś, czego nie powinna – Wiedźma spojrzała na Cartera – więc za to zapłaciła.
-Co jej zrobiłaś!? - wykrzyczał Carter.
-Powiem tylko, że już jej więcej nie zobaczysz chłopcze. A teraz wracając do tego, po co tu się wszyscy  zebraliśmy:
Niech Leon i Sara przeżyją wszystko jeszcze raz,
wszystkie złe wspomnienia zamienią swój czas.
Zapomną, przeżyją czy w proch się obrócą?
Sekunda zadecyduje o ich dalszym życiu

Leon złapał Sarę za rękę. Nagle wszystko wokół nich zaczęło wirować. Upadli na podłogę i stracili przytomność.
-Co im zrobiłaś!? Mieli przejść próbę!!! – wykrzyczał cały czerwony ze złości Carter.
-To nowy test. A teraz czas na karę dla was:
Dorośli niech zostaną przeniesieni
Pamięci o młodych pozbawieni
O tym miejscu zapomną
Dalej z Bractwa uwięzieni będą

Jak tylko Wiedźma przestała mówić, klasnęła w ręce, Sara i Carter zemdleli, pochodnia zgasła, a ona Naomi zniknęła…


Rozdział 6
Nikt nie wie, co się dzieje
Sara gwałtownie się obudziła, z trudem łapiąc powietrze. Ktoś przycisnął ją ręką do łóżka.
-Ej, ej, ej. Spokojnie. Już wszystko gra- powiedział siedzący obok niej na krześle Hugo.
Dziewczyna powoli się podniosła i rozejrzała po pokoju. Było to duże białe pomieszczenie bez okien wypełnione sześcioma łożami szpitalnymi, leżeli na nich Leon, Carter i May.
-Gdzie jesteśmy? – zapytała
-To jest pierwsza część Magicznego Strychu. Tak zwany przez nas Szpital.
-Co się stało?
-Sam chciałbym się tego od ciebie dowiedzieć. Obudziłaś się jako pierwsza.
Sara opowiedziała mu wszystko, co widziała w piwnicy. Kiedy skończyła,  siedzieli przez dłuższą chwilę w cieszy.
-Jest bardzo źle- powiedział Hugo – Kiedy wszyscy zemdleliście w piwnicy, to stało się również z nami. Ja obudziłem się wczoraj. Na szczęście byłem z  Kirą nieprzytomni tylko przez kilka godzin. Zeszliśmy to piwnicy i zobaczyliśmy was leżących na podłodze, a potem przenieśliśmy tu wszystkich.
-Wszystkich? A gdzie dorośli?
-Przeniosła ich- powiedziała smętnym głosem, wstająca z łóżka May -  Wiedźma po tym jak zemdleliście powiedziała, że to nowa próba, a potem rzuciła na nas klątwę, którą nazwała karą.
-Karą za co?- zapytał Hugo.
- Nie jestem pewna, ale myślę że tu chodzi o Cartera…
-Chyba masz rację. Więcej powiem nam tylko on. Co oznaczała ta klątwa?
-Przeniosła gdzieś dorosłych, wykasowała im pamięć o nas i tym miejscu.
-Uwolniła ich?
-Chyba wszystkich oprócz wtajemniczonych oraz  Agathy i Victora.
Do pokoju weszła Kira. Miała czerwone oczy. Płakała. May zerwała się z łóżka, szybko podeszła do niej i ją przytuliła. Po chwili ją puściła.
-Wszystko w porządku?- zapytał Hugo
-Tak, już jest lepiej- odpowiedziała Kira- Odpocznijcie trochę- powiedziała do dziewczyn- Ja teraz ich popilnuję. W jadalni czeka śniadanie.
-Zostanę z tobą i powiem ci czego się dowiedziałem.
Po tych słowach May i Sara wyszły z pokoju. Za drzwiami była winda. Weszły do niej a May nacisnęła guzik z napisem Kominek.
-Pamiętasz coś sprzed trafienie do Domu?
-Wszystko- powiedziała Sara.
-Czyli oznakowanie się nie zmieniło.
-Oznakowanie?
- Kiedy ktoś po próbie ma na barku odbitą łapę niedźwiedzia znaczy to, że dostał się dostał się do Bractwa.
-A kiedy nie ma?
-Jest niewtajemniczony. Ale jeżeli na ramieniu ma węża stracił wspomnienia sprzed dostania się tu a reszta została zmodyfikowana.
-Czyli?
-Hugo tak ma. Nie pamięta swojej przeszłości, ale przed próbą był tutaj tydzień. W tym czasie zakochał się w Kirze. Tuż przed próbą ją pocałował.
-Są razem?
-No właśnie nie. Wspomnienia zmieniły się. On nie wie, że to miało miejsce. A kiedy Kira chciała mu o tym powiedzieć działo się to co kiedy chcemy kogoś ostrzec przed Domem. Po tym wszystkim uczucia Hugo też się zmieniły. Kira była załamana, ale już chyba jej przeszło.
-A Leon?! Błagam powiedz, że ma łapę!
-Przykro mi…
Sara załamana uderzyła plecami w ścianę. Usiadła na podłodze i zakryła dłońmi twarz. May kucnęła przy niej.
-Ej, spokojnie. Wiem, że jest ciężko, ale nie mamy na to wpływu. Musisz po prostu się z tym pogodzić.
-Ech… dobrze- powiedziała Sara wstając- Co teraz?
-Szczerze? Nie mam pojęcia. Musimy poczekać aż wszyscy się obudzą i wtedy zadecydujemy.
Drzwi windy się otworzyły. Przed nimi była jadalnia. Na stole leżały usmażone naleśniki, kilka dżemów, czekolada i miód.
-Najpierw coś zjedzmy, potem będziemy o tym myśleć.


Rozdział 7
Zaczynamy od zera

May jadła naleśnika z dżemem z wielkim niesmakiem. Co prawda uwielbiała kuchnię Kiry, ale ostatnie wydarzenia odebrały jej apetyt. Mimo tego, że zdarzyło się tak wiele, nie traciła zimnej krwi, ale jak reszta jej przyjaciół była zaniepokojona. Miała mieszane  uczucia co do powrotu Cartera. Z jednej strony jej na nim zależało, a z drugiej wiedziała, że ta kara  to może być jego wina… Nagle stare radio stojące w rogu pokoju zaczęło grać.


-Co to? – powiedziała lekko wystraszona Sara.
-Ciii, to nasz sposób komunikacji ze strychu lub piwnicy do innych pomieszczeń.
-Pamiętasz coś z przed przybyciem do tego miejsca? – głos Kiry zabrzmiał przez radio.
-Pamiętam tylko, jak się nazywam – odpowiedział Leo.
-Jakie zdarzenia pamiętasz z pobytu w tym miejscu?
-Przyjechałem tutaj z tatą, wszystko mi powiedzieliście, zemdlałem, obudziłem się dwa dni później, Carter wrócił tutaj od Smoczycy, potem była próba i teraz jestem tutaj.
-Wszyscy, czyli kto?
-Ty i Hugo, May i jeszcze jedna dziewczyna taka ładna, czarne włosy, dość niska…
-Chodzi ci o Sarę?
-O tak, właśnie tak ma na imię. Wyleciało mi jakoś z głowy.
-Co o niej wiesz?
-W sumie to tylko tyle, że mieszka z May w pokoju.
-Rozmawiałeś z nią kiedyś sam na sam?
-Nie, czemu o nią wypytujesz?
-Zawsze pytamy o jednego z nas, kiedy ktoś traci pamięć sprzed przybycia tutaj. Jesteś głodny?
-Trochę.
-Pójdź do jadalni, czeka tam May i Sara przy śniadaniu. Hugo pójdziesz z nim i przyślesz  tu May?
-Nie ma sprawy – odpowiedział chłopak.
-Yhym.
Rozmowa ucichła. Sara otarła łzę z policzka.
-Po co to było? –zapytała.
-Musimy się trzymać tego, co według Leona jest prawdą. Inaczej zacznie mu się wszystko mieszać. Nie możemy mu ani słowem wspomnieć o jego przeszłości i związku z tobą. Rozumiesz?
-Ech, rozumiem.
Drzwi od windy się otworzyły. Wyszedł z nich Hugo z Leonem. Sara odwróciła wzrok i zaczęła płakać. Zanim chłopacy zdążyli usiąść przy stole, dziewczyna wybiegła z pokoju.
-Wszystko z nią w porządku? – zapytał zaskoczony Leo.
-Tak, tylko trochę źle się czuje.
-Ale chyba nie zatruliście naleśników?
-Ha, ha, nie, spokojnie. Możesz śmiało jeść.
-Sprawdzę, czy nic jej nie jest – powiedział Hugo, wychodząc z pokoju, zatrzymał się w progu – Prawie zapomniałem. Kira prosi, żebyś do niej przyszła May.
-Mogę cię zostawić?- zwróciła się dziewczyna do Leona.
-Pewnie! Żaden problem, więcej jedzenia dla mnie – powiedział uśmiechnięty chłopak.
 Nastolatka weszła do windy i już po chwili stała przed szpitalem. Otworzyła drzwi i zderzyła się w progu z Carterem.
-Możesz trochę uważać jak leziesz? – krzyknęła dziewczyna.
-Zluzuj pasy Mała- powiedział roześmiany nastolatek.
-Odczep się Prezes.
-Przecież wszyscy tak do ciebie mówią, więc co tak ostro?
-Nie mam humoru. Dasz mi przejść?
-Dobrze, przepraszam.
Carter wyminął ją i wszedł do windy. W szpitalu była  już tylko Kira. Siedziała ona pod oknem oparta o ścianę i patrzyła się w podłogę. Spojrzała na May spode łba. Oczy miała całe czerwone oczy. Policzki świeciły jej od łez. Mała usiadła koło niej i przytuliła ją.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Słyszysz mnie? Sówka?
Zapadła chwila ciszy.
-Dawno tak do mnie nie mówiłaś.
-Jakoś nie było okazji.
-Nie chciałaś tak mnie nazywać. Wiesz, że to Hugo tak do mnie mówił jeszcze przed próbą, wiesz też, że brakuje mi tego, a on zapomniał o wszystkim.
-Dalej coś do niego czujesz?
-Tak.
-I dlatego płaczesz?
-Wiem, jak czuje się teraz Sara.
-Nie, nie wiesz. Ona jest silniejsza niż ci się zdaje. Poradzi sobie. Bardziej boję się o ciebie.
 -Nie martw się o mnie.
-Zawszę będę.
-Dlaczego?
-Bo mi na tobie zależy.
-Dziękuję.
May otarła jej łzy i pomogła wstać. Przytuliła ją i poszły do windy. Zjechały do jadalni, gdzie czekali na ich wszyscy, omawiając ostatnie zdarzenia.

Rozdział 8
Musimy mieć plan
Dziewczyny usiadły przy stole. Nastała cisza. Wszyscy wpatrywali się w stół, jakby była tam zapisana jakaś ważna wiadomość. Ciszę przerwała May.
-Każdy z nas wie, że sytuacja jest trudna. Musimy powiedzieć sobie wszystko, co wiemy i dopiero potem pomyśleć nad tym, co zrobimy.
Odezwał się Carter.
 -Pewnie już się domyślacie, że to może być moja wina.
-Nie mów tak- powiedziała Kira.
-Nie wiecie, co się tam stało. Kiedy Lilia mnie zabrała, mieszkałem z nią w starej rezydencji. Chyba gdzieś w Szkocji. Byliśmy tam tylko my i dwoje służących. Starałem się nawiązać kontakt ze Smoczycą. Ona się we mnie zakochała, bez wzajemności, przyjaźniłem się z nią. Kiedyś pozwoliła mi wyjść z domu i pójść z nią na spacer do lasu. Wtedy poprosiłem ją, żeby pozwoliła mi odejść. Powiedziałem jej, że jesteście dla mnie jak rodzina, której nie miałem, opisałem, ile dla mnie znaczycie, bardzo tęskniłem za tym miejscem, za wami. Zgodziła się. Kazała mi zamknąć oczy i policzyć do trzydziestu, kiedy je otworzyłem,miałem biec przed siebie, ile sił w nogach. Prawdopodobnie mnie tu sprowadziła za pomocą magii. Domyślam się, że jej matka, Wiedźma, ukarała ją i nas za to, mimo że to tylko moja wina…
-Wiesz może, co Roxy mogła z nią zrobić? –zapytał Hugo – I z rodzicami?
- Niewtajemniczonych pewnie uwolniła i rzuciła na nich urok każący im zapomnieć o wszystkim. Wydaje mi się, że Bractwo i Lilię mogła uwięzić w tym samym miejscu, a Smoczycy odebrać moce.
-Co? Zrobiłaby to własnej córce? –wykrzyknęła zdumiona Kira.
-Ona nie jest jej rodzoną córką, tylko jakąś sierotą, którą Roxy znalazła, wychowała i pokazała jej, jak władać magią.
-To możliwe. Jest jakaś szansa, że ich znajdziemy?
-Bez pomocy kogoś z zewnątrz wątpię. Chyba, że…
-Że co?
-Nasi rodzice bardzo dużo wiedzą o magii, klątwie i Wiedźmie, Lilia może im pomóc się wydostać. Jeżeli oni zaczną coś kombinować…
-Smoczyca zostanie przeniesiona tutaj- dokończyła Sara.
-Dokładnie. To jest nasza największa szansa, aby odkryć coś, na co jeszcze nie wpadliśmy.
-Czyli póki co musimy czekać- wtrąciła May – Na razie trzeba się jakoś podzielić obowiązkami. Jeśli Wiedźma odcięła nam kontakt z dostawcami, będziemy musieli sami zadbać o jedzenie, wodę, drewno na opał, prąd.
-O prąd bym się nie martwił- powiedział Carter – wszystko w tym miejscu jest napędzane magią, ale co do reszty masz rację. Kto z was umie najlepiej gotować?
-Ja całkiem dobrze radzę sobie w kuchni- odpowiedział Leo.
-Ja też – oznajmiła Kira- my we dwoje możemy się zająć gotowaniem. Kto będzie szukał jedzenia?
-Umiem strzelać z łuku i patroszyć zwierzęta – odparła Sara.
-Świetnie. Ja znam się na roślinach-  rzekł Hugo- Razem zajmiemy się pożywieniem. Zostali Carter
 i May. Tak jak kiedyś będziecie odpowiedzialni za ochronę, budowę, sprzątanie, konstruowanie
i wszystko co robiliście przez zniknięciem Prezesa.
-Powraca stary zespół- powiedział z uśmiechem chłopak.
-Tak- potwierdziła Mała- zaczynamy od toru?
-Jak zawsze. Tylko najpierw spróbuję wysłać wiadomość.
-Myślisz, że Roxy nie zablokowała tego?
-Zawsze warto spróbować.
Carter podszedł do kominka, rozpalił ogień i wrzucił do niego kopertę z wiadomością do Lilii. Ogień w kominku z hukiem wybuchł. Chłopak poleciał do tyłu uderzając plecami o ścianę. Z kominka wyleciały dwie koperty i wylądowały obok niego. Wszyscy zerwali się z krzeseł i podbiegli do chłopaka.
-Nic ci nie jest? – zapytała Sara
-Serio pytasz? – odpowiedział trzymający się za głowę Carter.
-Przyniosę trochę lodu – odparła lekko zawstydzona.
 Pobiegła do kuchni. Po chwili wróciła z zimnym okładem. Podała go Carterowi.
-Co się stało?
-Sam chciałbym wiedzieć.
-A to co? – wtrącił się zaskoczony Hugo, podnosząc z podłogi dwie koperty – Carter wrzuciłeś tylko jedną wiadomość prawda?
-Tak.
-No nieźle – powiedziała May- Dzięki twojej naiwności dostaliśmy wiadomość z zewnątrz.
-Otwórz.
Hugo wyciągnął z kieszeni scyzoryk. Rozłożył nożyk i otworzył kopertę. Wyjął z niej szarą kartkę.
-Czytam:
Jestem z Waszymi rodzicami, ale Wiedźma mnie przeniesie w pełnię, kiedy odbierze mi moce.
Wasi rodzice wszystko o Was i Domu zapomnieli. Są uwięzieni w rezydencji, gdzie trzymałam Cartera.
Mamy szansę to odkręcić, tylko jeśli do czasu, gdy dostanę się do Was, nie będziecie próbowali uciec ani kontaktować się z kimkolwiek z zewnątrz, ani próbować używać magii.
Lilia
PS Jeżeli do czasu pełni coś się zmieni, będę wysyłać listy. Palcie codziennie w kominku.

Kiedy Hugo przestał czytać, złożył kartkę i podał Carterowi, który nadal leżał na podłodze oparty o ścianę z okładem przyłożonym do głowy.
-Co teraz? – zapytał Leo.
-To, co planowaliśmy, tylko nie możemy próbować wysłać już ani jednego listu – powiedział Carter- Która godzina?
Hugo spojrzał za zegar.
-Trzynasta.
-Mamy coś na obiad?
-Coś wymyślę z Leonem – powiedziała Kira- ale na pewno nie starczy nic na kolację.
-Hugo, ty i Sara musicie pójść do lasu i coś upolować albo znaleźć coś do jedzenia. Daj jej łuk i strzały. Tylko pamiętaj, trzymajcie się granicy, najlepiej nie podchodźcie za blisko niej.
-Mamy się przebrać?
-Sara ma na sobie stój terenowy, ty lepiej też się  w niego wciśnij w razie kłopotów. Ja i May pójdziemy do ogrodu i sprawdzimy, jak się ma tor treningowy. Poza tym trzeba sprawdzić zasoby broni w szopie. Spotkajmy się  o trzeciej w jadalni.
- Jak myślisz, czy granice nadal są odporne?
-Wątpię. Wiedźma miała świetny humor w Piwnicy, co źle dla nas znaczy. Co do ataków nic się nie zmieniło?
-Jjj... jakich ataków- wyjęczał Leo.
-W co drugą sobotę wszystkie potwory z lasu atakują Dom.
-Od kiedy w lasach są potwory?
-A od kiedy istnieją klątwy rzucane na domy, by uwięzić w nich ludzi? – powiedział sarkastycznie Carter – Pomyśl trochę chłopie. Dzisiaj jest poniedziałek,  mamy tydzień, czy dwa?
-Pięć dni, mamy pięć dni- oznajmiła Kira.
-Od jutra ja i May będziemy robić wam, codziennie, treningi na torze. Mam nadzieję, że umiecie walczyć i przeżyjecie.
-O której te treningi? – zapytała Sara.
-Serio? Naprawdę? Oni nam mówią, że będziemy walczyć z jakimiś potworami za kilka dni i możemy zginąć, a ty tak po prostu się pytasz o której będzie trening? - krzyknął panicznie wystraszony Leon- To nie jest normalne!
-Ja przynajmniej przeżyję bo umiem walczyć i wolę trenować niż dać się zjeść tchórzu! Rozejrzyj się!
Widzisz gdzie jesteśmy? Tu nic nie jest normalne! Nie powinnam tu w ogóle przyjeżdżać,  a teraz tkwię tutaj i muszę trenować, mieszkać z tobą, zaraz się posikasz ze strachu.
-Ej, spokojnie Sara- powiedział Carter, złapał ją za ramiona i starał się ją uspokoić- Wiem, co czujesz. Tylko się rozluźnij. Nie wyżywaj się na nim, on nie wie, o co chodzi.
-Lepiej się już rozejdźmy. Robi się późno, a im bliżej do zachodu słońca, tym niebezpieczniej będzie poza ogrodem – odparł Hugo.
Sara wyrwała się z uścisku Cartera i wyszła na dwór, krzycząc już zza drzwi Domu.
-Poczekam tutaj na ciebie!
-Ech, no już do roboty. Mamy dużo do zrobienia, a czas ucieka.

Rozdział 9
Szczypta rywalizacji
                May i Carter poszli do ogromnego ogrodu. Nie było tam prawie żadnych roślin oprócz krzaków rosnących wzdłuż granicy i kilku wielkich dębów. W ogródku był tor treningowy, szopa, huśtawki, trampolina, a na drzewach wisiały worek bokserski i dwie strzelnice. Dziewczyna podeszła do pierwszej przeszkody dokładnie odwzorowanego toru wojskowego z Brytyjskich Sił Zbrojnych, w kształcie litery U. Składał się on z dwóch bieżni, na których były te same sprzęty. Na pierwszej prostej było: pięć płotków olimpijskich, siedmiometrowa ścianka wspinaczkowa, zasieki i pole z opon. Zakręt zaczynał się i kończył wielką, cienką deską umocowaną nad błotem, nie byłoby nic trudnego w utrzymaniu równowagi na tym, gdyby nad listwą nie wisiały wahadła z materacy, ruszające się w różnych tempach, rozmieszczone co niecałe dwa metry. Ostatnią prostą rozpoczynały drabinki z luźnymi szczeblami nad głębokim bagnem, również z niego wychodziły małe, drewniane, okrągłe pieńki, po których trzeba było dostać się dalej. Następnie ściana, po której można się dostać  tylko poprzez wspinaczkę na linie. Później metalowe rury, jedyna droga do mety i na koniec dwa ogromne słupy, od których odchodziły drążki, wspinaczka na nich prawie kończyła tor, ale ostatnim jego zadaniem jest rozbujanie się na linie odchodzącej od filarów, którą uprzednio trzeba odwiązać od drewna ,rozbujać się na niej i wskoczyć do basenu.
-Naprawiliście go? –zapytał Carter.
-Kilka dni temu. Pamiętasz swój pierwszy przebieg? – powiedziała May.
-Tego się nie zapomina- odpowiedział z wielkim uśmiechem- Wymiękłem przy zasiekach.
-Położyłeś się w połowie drogi i powiedziałeś,że nigdzie się nie ruszysz.
-Leżałem tam co najmniej trzy godziny, aż w końcu zlitowaliście się i podaliście mi linę.
-Ha,ha. To Kira nas przekonała. Ja chciałam cię tu zostawić na noc.
-No dzięki. Ech… to miejsce wiąże ze sobą wiele pięknych i komicznych wspomnień.
-Chcesz się ścigać? Czy nie dasz rady?
-Ja nie dam rady?!
-No wiesz przez ten rok pewnie wypadłeś z formy .
-Hola, hola! Ja nigdy nie wypadam z formy.
-To się zaraz okaże- krzyknęła May i pobiegła do pierwszej przeszkody. Carter ruszył zaraz za nią. Płotki pokonali błyskawicznie, szli łeb w łeb. Carter zwolnił przy zasiekach, to była jego słaba strona– Co nie nadążasz staruchu?
-Ja ci dam, nazywać mnie staruchem!
Oboje przyspieszyli. Wbiegli na listwy, tutaj dziewczyna zwolniła. Prezes błyskawicznie wymijał latające materace. Nastolatka mimo przeszkód nie dawała mu dużej przewagi. Najtrudniejsza przeszkoda była za nimi. Dotarli do drabinek,  Carter wysunął się na prowadzenie. Szybko poruszał się do przodu. Przy samym końcu szczebli trafił na luźny i spadł. Według zasad musiał cofnąć się do pozycji drugiego zawodnika albo musiał czekać, aż przeciwnik go dogoni, jeżeli był przed nim, jeśli był za nim musiał tylko z powrotem wskoczyć na drążek . Kiedy May minęła chłopaka, on zaczął ją gonić. W bieganiu po słupach nad bagnem oboje byli mistrzami. Dorośli nazywali ich parą ninji. Ostatnie przeszkody, mimo iż nie były trudniejsze od poprzednich, sprawiały dwójce problem, bo  byli już zmęczeni  i z trudem łapali oddech. Carter pierwszy wszedł i zszedł z ostatniej ścianki. Kiedy May była już na szczycie i chciała zeskakiwać, zachwiała się, i spadła! W ostatniej chwili chłopak, który podążał już ku rurom, cofnął się i ją złapał! Położył ją na ziemi i ruszył dalej. Dziewczyna szybko wstała i ruszyła za nim. Podczas czołgania przegoniła go. Jednak zanim zaczęła wspinać się na słup kończący bieg, zatrzymała się i dała chłopakowi kilka sekund przewagi. Carter w brawurowym tempie dotarł na szczyt  i zaczął odwiązywać linę. Niestety, nie był w tym najlepszy. Zanim udało mu się rozpracować ją, nastolatka dotarła na miejsce i zrobiła to samo. Jednocześnie je rozwiązali i zaczęli się na nich bujać. May wyskoczyła ułamek sekundy szybciej niż Prezes, ale on za to był cięższy od niej. Ona złapała za prawy róg flagi, a on za lewy i razem ją trzymając, wskoczyli do basenu. Zanurkowali i podpłynęli do płytszego miejsca.
-Pierwszy!- krzyknęli oboje, wynurzając się w wody.
Spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać, ochlapując się nawzajem. Po chwili zabawy podpłynęli do drabinki i wyszli ze zbiornika głośno dusząc się.
-Czegoś takiego tutaj jeszcze chyba nie było – powiedział Carter
-Masz rację, ale to mogło się przytrafić tylko nam.
-Ręczniki są w szopie?
-Nie, suszą się na krzaku obok niej.
-Na krzaku?
-Suszarka nam się rozwaliła.
-Jasne… ha, ha.
Chłopak podszedł do rośliny i zdjął z niej dwa ręczniki. Usłyszał cichy pisk. Zanurzył ręce w gałęziach i wyjął z nich małego dziczka.
-Zobacz, co znalazłem- krzyknął.
-Carter, nie! Szybko odstaw go!
-Dlaczego?
Jak tylko to powiedział, z krzaków wyłoniła się wielka mama dzik! Chłopak krzyknął z przerażeniem i zaczął uciekać. Zwierzę ruszyło za nim. Prezes pobiegł w stronę basenu, do którego wskoczyła May. Nagle tuż koło ucha chłopaka   przemknęła strzała wystrzelona z lasu. Nie zważając na to, wskoczył do basenu i zanurzył się pod wodę. Dopiero po chwili zdobył się na odwagę, by się wynurzyć. Na brzegu stała już ociekająca wodą May oraz roześmiani Hugo i Sara, która trzymała łuk w ręku.
-Dzięki Carter! – powiedział z entuzjazmem Hugo. - Od godziny szukaliśmy jakiegoś zwierza na obiad w lecie! A ty, jak już wracaliśmy z poziomkami na kolację, znalazłeś dzika.
Hugo podał rękę Carterowi, żeby pomóc mu wyjść z wody. A ten gwałtownie pociągnął go w swoją stronę! Hugo złapał za koszulę May, a ona wciągnęła za sobą Sarę. W ten sposób wszyscy wylądowali w basenie. Zaczęli się nawzajem podtapiać, chlapać i śmiać. Bawili się tak przez pół godziny. Przerwał im głos Kiry dobiegający z kuchni.
-Obiad za pół godziny!
Wszyscy wyszli z basenu i zaczęli się wycierać.
-Musimy się przebrać- powiedziała uśmiechnięta Sara.
-Masz rację- potwierdził Hugo.  –Dobrze, że mamy tego dzika. Kira nas nie zabije za tę zabawę, skoro upolowaliśmy jedzenie. Chodźmy już, bo nie zdążymy.


                                                                                                                     Zofia Regulska - kl.  2d
                                                                                         






Komentarze

  1. Hej, bardzo wciagajace opowiadania! kiedy można spodziewac sie 4 rozdziału??

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad w postaci krótkiego komentarza.